sobota, 11 lutego 2012

SUNSTORM - Emotional Fire (2012)


Pewnie niektórzy się zastanawiają w chwili wolnej podobnie jak ja , co do cholery porabia były wokalista RAINBOW, a mianowicie JOE LYNN TURNER? Patrząc w przeszłość to ostatni jego solowy album ukazał się w roku 2007. Jest to kawał czasu i w tej kwestii póki co nic się nie zmieni. Natomiast na otarcie łez mamy inny zespół w którym przecież udziela się jeden z moich ulubionych wokalistów hard rockowych/ metalowych. Tym zespołem jest SUNSTORM, który został założony z inicjatywy samego Joego Lynna Turnera, basisty Dennisa Warda i gitarzysty Uwe Reitenauera, obaj członkowie znani z występów w zespole PINK CREAM 69 . W 2006 r pojawił się pierwszy album grupy i do tej pory wydali trzy z czego ostatni wyszedł dość nie dawno, bo na początku roku 2012. Właściwie jeśli ktoś śledził poczynania tego zespołu, to wie że grają melodyjny hard rock z wpływami AOR, tak więc w żadnym wypadku nie mamy do czynienia z jakąś kopią RAINBOW, choć niektóre motywy, refreny mają poniekąd ducha tych znanych mi z płyt na których przecież śpiewał Turner. Na trzeci albumie SUNSTORM zatytułowanym „Emiotional Fire” znajdziemy przede wszystkim szereg powiązanych ze sobą kompozycji pod względem struktury i wydźwięku stanowiące przykład jak się gra ciepły, klimatyczny melodyjny hard rock z elementami AOR. Muzyka została starannie przygotowana i zaaranżowana skupiając się przede wszystkim na ciepłym wokalu Turnera, który mimo swoich lat wciąż ma to coś co tak elektryzuje, coś co sprawia że muzyka staje się czymś więcej niż zbiorem nut i partii poszczególnych instrumentów. I właśnie do jego umiejętności is tylu świetnie dostosował się gitarzysta Uwe, który gra z niezwykłą płynnością i wyczuciem i niemal każda partia gitarowa jest na tym albumie finezyjna i to świetnie się komponuje z wokalem Turnera.

Materiał na tym krążku jest jakby jeszcze bardziej dojrzały, przemyślany aniżeli na poprzednim wydawnictwie i co ciekawe jakby jeszcze bardziej przebojowy, co już daje do zrozumienia otwierający „Never Give Up”. Utwór utrzymany w średnim tempie i słychać, że to wszystko jest prowadzone przez ciepły, nastrojowy wokal Joego oraz finezyjną, chwytliwą partię gitarową. Już mogę wam zdradzić, że album jest pięknych takich przebojów i takich solówek jaką został ozdobiony otwieracz. Bardziej komercyjny wydźwięk ma tytułowy „Emotional Fire”, ale znów świetnie przemyślana aranżacja gdzie idealnie odnalazły się tutaj klawisze. Znów łatwo zapadający w pamięci refren, który jest w takim stylu do jakiego nas przyzwyczaił Turner i to jest wypadkowa całej jego kariery. Patrząc w przeszłość, śmiało można rzec że ballady i wokal Turnera zawsze stanowiły zabójczy duet, niemal do niepokonania i niech tego dowodem będzie po prostu piękny od początku do końca „Lay Down your Arms” z porywającym serce refrenem. „You Wouldn't Know Love” to kolejna mocna pozycja na tym albumie i po raz kolejny można się przekonać że zespół ma sporo ciekawych pomysłów na przebój. Choć struktura do bólu podobna do poprzednich utworów, to jednak jakoś to nie przeszkadza, zwłaszcza kiedy dostaję się po raz kolejny chwytliwy refren i zadziorny riff. Przy „Wish You Were Here” znów jest większy nacisk na melodie i znów zostają wplątane to wszystko klawisze i po raz kolejny mamy ciepły kawałek utrzymany w AOR i wystarczy posłuchać jak idealnie to się komponuje z wokalem Turnera. Gdybym miał wybrać jeden najlepszy utwór to bym wybrał „Torn In half” który przypomina mi okres RAINBOW. I to pod wieloma względami. Przede wszystkim, ze względu na bardzo chwytliwy i wzorowany na tym co można było usłyszeć w RAINBOW refren, a także cała konstrukcja utworu, jego przebojowość, melodyjność i ambitnie brzmiąca solówka. Mam też wrażenie że to też najcięższy utwór na tym wydawnictwie. Nie do końca mnie przekonał „Gina” może dlatego, że zespół ociera się tutaj niemal o pop/rock, do tego utwór w moim odczuciu jest nieco zbyt słodki. W dalszej części nie zwalnia i dalej serwuje bardzo udane kompozycje, z czego na wyróżnienie zasługuje zadziorny „Emily”, „melodyjny „Follow Your Heart” z wyeksponowaną partią klawiszową. Całość zamyka skromna w aranżacji i bogata w nastroju ballada „All I Am”.

Wyrównany i w miarę zróżnicowany materiał idealnie komponuje się z ciepłym, amerykańskim brzmieniem, który podkreśla łagodny charakter albumu. Muzyka na tym albumie jest przede wszystkim ciepła, klimatyczna i odzwierciedla to wszystko co jest ważne dla muzyki z gatunku melodic hard rock/ AOR. Muszę przyznać, że poczynania SUNSTORM są coraz bardziej obiecujące i pomimo że nie jest to tak ostre granie jakie można było usłyszeć na ostatnich solowych albumach, choć nie ma tutaj metalu, to jednak pod względem kompozytorskim i wykonania nowy SUNSTORM bije na łeb ostatnie wydawnictwa solowe. Czekam na kolejny krok mojego ulubionego wokalisty, mam nadzieję, że nie będę musiał czekać kolejnych trzech lat. Ocena: 8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz