środa, 8 lutego 2012

LIEGE LORD - Burn To My Touch (1987)


Po wielkim sukcesie debiutanckiego albumu amerykańskiej formacji heavy/ power metalowej LIEGE LORD, można rzec że ich kariera nabrała rozpędu i byli bardziej rozpoznawalni aniżeli przed wydaniem debiutu. Sukces pierwszej płyty przyczynił się do tego, że na zespół zwracali uwagę nie tylko słuchacze, ale szefowie wielkich wytwórni płytowych. I tak o to Brain Slagel będący szefem Metal blade, zwrócił się do LIEGE LORD z propozycją wydania pod ich skrzydłem kolejnego albumu. Tak też się stało i w roku 1987 został wydany nakładem Metal blade „Burn To My touch”. Album ten jest o wiele dojrzalszy aniżeli poprzednik, słychać tutaj już pewnie odchodzenie w stronę thrash metalowych patentów. Jest większy tutaj nacisk na technikę, łącząc przy tym heavy metal z thrash metalem. W przeciwieństwie do debiutu już nie ma tak wyraźnych nawiązań do IRON MAIDEN, jeśli już to więcej w tym motoryki takiego JUDAS PRIEST. Oczywiście dalej słychać choćby taki rodzimy ATTACKER. Oczywiście pójście w takim kierunku doprowadziło do utraty owego pierwiastka szaleństwa, gdzieś uleciał element spontaniczności i radosnego grania. Niby jest tak samo wysoki poziom grania, to jednak album jakby nieco mniej atrakcyjny aniżeli „Freedom Rising”. Lekka zmiana stylu, to poniekąd zasługa nowego gitarzysty Paula Nelsona, który ma odpowiednie wyczucie i technikę. Jednak ciężko zestawić go z poprzednim, tutaj jednak ma się wrażenie że niektóre partie gitarowe są nieco ostrzejsze od tych z poprzedniego albumu. Pozostała część składu niezmienna, a jedynie na uwagę zasługuje zwyżkowa forma wokalna Andiego, który poczynił spory postęp w stosunku do pierwszego albumu. Śpiewa przede wszystkim bardziej technicznie, nie tracąc przy tym swojej charyzmy i skali. Co uległo tez polepszeniu to bez wątpienia brzmienie, które jest nieco brudniejsze, nieco ostrzejsze.

Materiał znów jest w miarę krótki, zwarty i bez większego przynudzania. Udanym zabiegiem okazało się obsadzenie „Transgressor” w postaci otwieracza. A to z tego powodu, ze utwór jest bardzo atrakcyjny i to właściwie z kilku powodów. Przede wszystkim jego złożoność i urozmaicenie, które przejawia się w tym, że zespół płynnie przechodzi między wolnym a szybszym tempem, bez większych problemów bawi się melodiami, gitarowymi motywami, no i może się tez pochwalić atrakcyjną solówką. Zadziorny „Birds of Pray” brzmi znajomo i takich motywów w historii metalu było pełno i poza motywem gitarowym spore wrażenie na mnie zrobił frontman zespołu. Oczywiście nie zabrakło tez szybszych kompozycji jak choćby urozmaicony „Cast Out”, czy też „Black Lit Knights” z dość atrakcyjną partią perkusyjną. Przejawy zainteresowania thrash metalu słychać w nieco ostrzejszym, nieco mroczniejszym „Portrait of Despair”. Największą sympatią darzę utwory utrzymane w konwencji bardziej power metalowej. Mam tu na myśli choćby melodyjny „Manic's Mask”, szalony „Legend” czy też instrumentalny „Walking Fire” w którym to zostają przemycone też elementy hard rocka, czy też heavy metalu spod znaku IRON MAIDEN.

„Burn To My Touch” to kolejny bardzo udany album tej amerykańskiej formacji oddający charakter amerykańskiego heavy/ power metalu. Album bardziej dojrzały aniżeli debiut, bardziej dopieszczony i bez wątpienia umocnił pozycję zespołu. Jednak to wciąż poziom tylko bardzo dobry, a zespół z takim potencjałem jest stać na więcej, czego dowodem jest kolejny album „Master Control” który wg mnie jest największym osiągnięciem tej kapeli. Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz