czwartek, 23 lutego 2012

DEMONICA - Demonstrous (2010)


Hank Shermann któż nie zna tego gitarzysty? Jeden z bardziej uzdolnionych duńskich muzyków, kojarzony przede wszystkim z wielkim, wręcz kultowym MERCYFUL FATE, z którym spędził najlepsze dni swojego życia. Potem kiedy MERCYFUYL FATE podupadł Hank grał w różnych zespołach, które właściwie nigdy nie znalazły swojego zainteresowania wśród odbiorców. Trzeba przyznać, że Hank miał różne wizje co do swojego grania i tak potrafił dostosować się do hard rockowego GUTRIX, do groove metalowego VIRUS 7, czy też bardziej metalowego FORCE OF EVIL. Jednak żaden z tych zespołów nie był na tyle znany i z żadnym Hank nie odniósł jakieś zawrotnej kariery. W roku 2008 Hank powołuje wraz z duńskim wokalistą Klausem Hyrem zespół DEMONICA, który pierwotnie miał być postrzegany jako projekt pod nazwą Hank Shermann's DEMONICA, lecz po jakimś czasie uformował się on w zespół z krwi i kości. Kapela ta właściwie jest duńska i w połowie amerykańska, bo do dwóch założycieli dołączyli gitarzysta Craig Locicero (FORBIDDEN) , basista Marc Grabowski (CORRUPTION) i perkusista Mark Hernandez (FORBIDDEN). Tak więc, jak widać kapela złożona jest z wielkich nazwisk, które odgrywają znaczącą rolę w metalowym świecie. Pewnie się zastanawiacie, co w takim razie gra DEMONICA? Cóż muzykę tego zespołu w pełni można nazwać naprawdę ciężką i mroczną. Ogólnie styl jaki prezentuje zespół na swoim debiutanckim albumie „Demonstrous” z roku 2010 jako mieszanka death metalu z thrash metalem. I nie będzie nad użyciem, jeśli przytoczę tutaj stwierdzenie, że brzmi to wszystko jak mieszanka SLAYER, TESTAMENT, SEPULTURA z pewnymi patentami macierzystych kapel muzyków. Jeśli chodzi o Hanka to bez problemu można rozpoznać te zagrywki, który nasuwają choćby MERCYFUL FATE, nawet mroczny, złowieszczy klimat mi pasuje do tego co niegdyś grał MERCYFUL FATE. Ci którzy skreślili Hanka mogą wycofać swoje zarzuty i złe słowa które kierowali pod jego adres, bo na tym albumie można się przekonać nie pierwszy raz jak znakomitym gitarzystą jest Hank. Z wielką swobodą wygrywa ostre, pełne agresji partie gitarowe, dopieszczone pod względem technicznym, jak i czysto melodyjnym. Takiego thrash metalu w sumie w ostatnich latach brakowało. Większość kapel gdzieś podążała w kierunku komercyjnym, bardziej melodyjnym. Klaus i jego mroczny, porywisty wokal świetnie wpasowuje się w ostre, złowieszcze tło gitarowe i w dynamiczną, pełną mocy sekcją rytmiczną. A to świetnie dopełnia materiał zawarty na debiucie, który można określić jako brutalny, agresywny, bezkompromisowy.

Jedno spojrzenie na mroczną okładkę na tytuły utworów i już wiadomo czego można się spodziewać i żadną niespodzianką tutaj jest otwieracz „Demon Class”. Takich utworów było pełno w przeszłości, zespół nie odkrył ameryki, nie wymyślił niczego nowego, ale w sposób jaki to podaje słuchaczowi, wykonanie, klimat i nacisk na dynamikę i inne cechy, które gdzieś ostatnio zanikały w muzyce thrash metalowej sprawiają że słucha się tego z wielkim zapałem i zdumieniem. Takie utwory jak „Ghost Hunt” każdy słyszał już w swoim życiu setki razy, ale znów energia, mroczny wstęp rodem z MERCYFUL FATE i agresywny riff sprawiają że to nie ma właściwie większego znaczenia. Liczy się teraz i dana chwila spędzana z DEMONICA. A możecie wierzyć na słowo, przy ich muzyce zapomnicie o wszystkim, nawet o upływającym czasie. Ciekawie wyszedł bardziej stonowany, bardziej heavy metalowy „My Tongue” i w coś podobnym stylu jest nieco klimatyczny „Palace Of Class” i podobną stylistykę dzieli również taki nieco przekombinowany „Summoned”. Największą atrakcją i głównym założeniem zespołu było granie ostrego, szybkiego, pełnego agresji thrash metalu i w takiej koncepcji utrzymane są „Luscious Damned”, „Alein Six” z intrygującym, wręcz shredowym zacięciem gitarowym, nieco nowoczesny „Blow Zero” czy tez mówiący sam za siebie „Fast And Furious” wyróżniający się nie tylko szybkością, ale tez atrakcyjnymi przejściami.Na koniec zespół pokusił się o ponad 8 minutowy instrumentalny utwór. „Astronomica ” ma mroczny, niepokojący klimat płyt z Kingiem Diamondem, ale wyróżnia się ciekawą aranżacją i można tutaj w ciągu tych 8 minut napotkać wiele ciekawych motywów gitarowych i melodii. Choć nie ma tutaj wokalu to i tak utwór bardzo atrakcyjny i dopełnia album.

Od początku do końca zespół trzyma się swojego celu, swoich założeń i nie bawi się w jakieś udziwnienia, zbędne urozmaicenia, w tworzenie smętnych utworów. Od początku do końca album zdominowany jest przez mroczny klimat, ciężkie, pełne agresji partie, ale nie mamowy też o monotonności i jednostajnym graniem w kółko tego samego. Mimo ograniczonej formule, jasno określonych granic muzyka tutaj potrafi czasem zaskoczyć. Zarówno pomysłowość, jak i wykonanie jest godne nazwisk ludzi którzy stworzyli ten album. Najlepsze dzieło Hanka Shermanna od czasu MERCYFUL FATE. Ocena : 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz