niedziela, 5 lutego 2012

GAME OVER - For Humanity (2012)


Dość nie dawno na łamach bloga opisywałem nowy album SUICIDAL ANGELS i ich nowy album „Bloodbath” i to z dużym entuzjazmem. Ciekawiło mnie czy konkurencja będzie wstanie zareagować na takiego dzieło jak „Bloodbath” jeśli tak to w jaki sposób i w jakim czasie. Co ciekawe że jeszcze z tego samego miesiąca pochodzi inny równie atrakcyjny album thrash metalowy. Nie będę was długo trzymał w niepewności i podam, że jest to debiutancki „For Humanity” włoskiego GAME OVER. Zespół łączy w swojej muzyce coś z EXODUS, coś z wczesnego SLAYER, tylko ja pierwszy raz mam wrażenie, że jest to bardziej ich własny styl i właściwie nie ma jasno określonego schematu, który można przyporządkować do jakieś kapeli, choć pewnie jakiś zagorzały fan gatunku coś tam sobie zawsze dobierze. Młodziutka kapela która została założona w 2008 r, która nagrała kilka dem przed debiutanckim albumem postawiła sobie jedno ważne założenie, a mianowicie nie brać jeńców i zrobić prawdziwą jatkę trash metalową. Nie usłyszymy tutaj smętnych momentów, ballad, nie usłyszymy też jakiegoś większego kombinowania, nie usłyszymy tutaj miałkie, pseudo thrash metalowe kompozycje, oj nie. Ten zespół stawia na agresję, stawia na naturalność, stawia na melodyjność i zadziorność. Renato Chicolli ma odpowiedni wokal, taki mocny, zadziorny, choć nie grzeszy on technika, to jednak pasuje idealnie do prezentowanej muzyki. Jednak szczęka mi opadła w momencie kontaktu z partiami gitarowymi duetu Sanso/ Ziro. Kto by śmiał ich nazwać amatorami, kto miałby czelność wytknąć im brak pomysłu na partie gitarowe. Oj nie od początku do końca na albumie słychać atrakcyjne riffy, nie tylko pod względem agresji, dynamiki, ale także pod względem melodyjnym i właściwie nie które z nich mają zapędy speed/heavy metalowe. Solówki moi drodzy, to nie jakieś chaotycznie wygrywanie na odczepnego, to czas wyrażania uczuć gitarzystów, to czas kiedy można usłyszeć coś więcej niż szybkie przechodzenie między melodiami. Można wyłapać tam nutkę finezji i gracji. Sporo na tym albumie robi też perkusista Med, który nadaję niesamowitego tempa poszczególnym utworom, ale co ważne daje im odpowiednie zaplecze mocy. Brzmienie również idealnie zostało dostosowane do zawartego na płycie repertuaru. Wciąż mam wrażenie jakby słuchał albumu, kapeli z lat 90. Najgorzej opisuje się kompozycje takie jakie mamy tutaj. Przede wszystkim ze względu na identyczny poziom artystyczny, ale tez poniekąd na niemal jednorodny charakter. Tak jak wspomniałem album jest nastawiony na niszczenie i dlatego mamy właściwie same rozpędzone, pełne agresji, dzikości kompozycje takie jak choćby „ Abyss of a Needle”, przesiąknięty speed metalem spod znaku AGENT STEEL „ Dawn of the Dead”, melodyjny „War Of Nations”, czy też energiczny „Another Dose of Thrash” , czy też koncertowy ' Tupa Tupa or Die”. Ale w obrębie tej jasno określonej struktury, wyznaczonej rygorystycznymi granicami mamy tez kilka drobnych smaczków które nieco urozmaicają ten materiał. „Mountains of Madness” jest bardziej zadziorny, bardziej urozmaicony i ma momenty zwolnienia. Złożoność i średnie tempo 'Overgrill (El Grillador loco)” nasuwa mi poniekąd działalność ANTHRAX. No i złudne wejście do „Bleeding Green” również spokojne i nastrojowe. Czy też demoniczna gadka na wstępie do ostrego „Evil Clutch” gdzie pomysłowe okazało się wyeksponowanie melodii wygrywanej przez gitarę prowadzącą. Właściwie nie da się opisać w słowach to co zrobił ze mną ten album. Czysta furia, energia, nie wymuszana, która strasznie wciąga i uzależnia. Oj brakowało mi takiego albumu, gdzie słuchacz od razu identyfikuje się z muzyką, dając upust swojej energii, robiąc różne szalone czynności przy tej muzyce. Ktoś powie, ależ oni grają na jedno kopyto,cóż nie są pierwszymi, ani ostatnimi. Thrash metal jaki potrzebny jest światu! Właśnie narodziła się nam gwiazda, mam nadzieję, że nie spadną tylko tak szybko jak się wznieśli. Gorąco polecam maniakom, ostrego, agresywnego thrash metalu. Ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz