sobota, 18 lutego 2012

ECLIPTICA - Journey Saturnine (2012)


Przyznam się bez bicia, że nigdy przedtem nie miałem kontaktu z takim bandem jak ECLIPTICA i pomimo faktu, że wiedziałem że grają power metal z elementami, symfonicznymi, rockowymi i heavy metalowymi, czyli to co lubię, to jednak nigdy nie miałem okazji ich usłyszeć. Cóż owe niefortunne zdarzenie już jest nie aktualne, a zmienił to nowy album owej austriackiej formacji, która została założona w 2005 roku. Kariera zespołu nabrała rozpędu wraz z wydaniem mini albumu „The Awerking” i wygraniem metalowego konkursu podczas serii festiwali WACKEN. To przyczyniło się w sposób bezpośredni do tego że już w 2008 roku ukazał się debiutancki album „Impetus”. Na drugi album przyszło poczekać fanom zespołu aż 4 lata, a wciągu tego długiego okresu nie wydarzyło się zbyt wiele i jedyną istotną zmienną zespołu ECLIPTICA stała się nowa wokalistka, a mianowicie Sandra Urbanek oraz gitarzysta Alen Duricic. "Saturnine Journey." to album które zawiera muzykę z pogranicza power, heavy, rocka i symfonicznego metalu i choć nie ma w tym za grosz oryginalności, bo a to zalatuje VISIONS OF ATLANTIS, a to EDGUY, a to SONATĄ ARCTICĄ a także innym bardziej znanymi kapelami to jednak gdzieś w tym wszystkim jest złoty środek, który sprawia że słucha się tego albumu od początku do końca z uśmiechem na twarzy i z dużą przyjemności. Duża w tym zasługa muzyków, który stworzyli przemyślany i dopieszczony materiał nie tylko pod względem technicznym ale i kompozytorskim. Uwagę słuchacza przykuwają takie rzeczy jak nacisk zespołu na melodyjność warstwy instrumentalnej, zgrabnie przeprowadzona aranżacja, czasami lekkość, klimat, a także niezwykły wachlarz całości gdzie rozłożona jest między różnymi stylami od patentów rockowych poprzez heavy metalowe, kończąc na power metalowych propozycjach. A wszystko spięte zostało niezwykłą przebojowością.

Nie ma to jak rozpocząć album od mocnego, podniosłego intra, która za cholerę nic nie zdradza, a jedynie powiększa nie pokój i ciekawość i tak też jest z intrem na tym krążku. Szybko przechodzimy do pierwszego przeboju z tego albumu, a mianowicie "Journey Saturnine." Ciężki riff otoczony lekkością i melodyjnością i muszę przyznać, że takich utworów na scenie muzycznej jest pełno i jedne są lepsze, jedne gorsze, ale co ten kawałek pozwala wyłapać z innych podobnych to właśnie ta jego lekkość, przebojowość i melodyjność. Tutaj też można przekonać się że zespół jak na młody band ma całkiem spory pokład umiejętności, które słychać na tym wydawnictwie. Aranżacje dopieszczone, starannie przyrządzone, że przykuwają uwagę nawet jeśli są do bólu wtórne. Dalej mamy równie udany „Fire , Burn” który jest miksem heavy metalu i power metalu, który przypomina nieco mi dokonania BLODBOUND. Tutaj też można wyłapać kolejny ważny element muzyki ECLIPTICY, a mianowicie wokale damskie Sandry, który czasami urozmaicają kawałek, czasami podkreślają jego lekkość, klimat i zabieg ten wg mnie jest cechą charakterystyczną muzyki tej formacji, podobnie jak w takim AXXIS. Jednak na promocję albumu wybrano coś zupełnie innego. A mianowicie przyjemny, nieco komercyjny „Love And Misery”, który przypomina mi utwory Tobiasa Sammeta z ostatniej AVANTASII i słychać tutaj przede wszystkim ciepły hard rock z budowany na chwytliwej melodii i zgrabnych partiach gitarowych, a także na lekkości obu wokali. Mimo innego stylu, wciąż jest kupionym tym zespołem. Fani niemieckiego power metalu, hansenizmu na pewno spodoba się taki „Dreamland”, który zbudowanym jest na melodyjnym, dynamicznym riffie, który przypomina mi działalność Kai'a Hansena, a sam refren czysta poezja i kwintesencja power metalu. Przebojowość na najwyższym poziomie i tak samo można opisać taki nieco ostrzejszy „Kingdom Of Heaven” gdzie mamy nawet growl. Kolejny przyjemny riff można usłyszeć w „Blackened day” choć tutaj jakoś sekcja rytmicznie nieco odstaję i gdzieś zostaje zatracona energia i dynamika, ale dalej jest melodyjnie i przyjemnie dla ucha. Więcej rocka znów usłyszymy w takim lekkim, ciepłym „Ready For ride” . Nawet dwa kawałki rockowe nie zmylą słuchacza że mamy do czynienia z power metalową kapelą, a dobitnie o tym przypominają nieco cięższy „The shadow”, melodyjny „Condition Crestfallen” który jest przyozdobiony nieco słodkimi klawiszami, a także przebojowy „Attitude”. Żeby było jeszcze ciekawiej i bardziej zróżnicowanie całość zamyka klimatyczna ballada „Without You”.

Tym razem obyło się bez jakiś większych kompozytorskich wpadek i nie trafiłem na jakiś słabszy utwór, który by obniżył atrakcyjność całości. Do tego dochodzi dopieszczone, czyste i dynamiczne brzmienie. Fani melodyjnego power metalu z elementami heavy metalu i rocka myślę że będą zadowoleni tak jak ja. Mimo wtórnego charakteru słucha się tego z wielkim zapałem i relaksem. Ocena: 8/10

2 komentarze:

  1. Thanx a lot!
    Such an amazing review!

    Alen & Ecliptica

    OdpowiedzUsuń
  2. Oh thanx:D Thats was pleasure for me to reviewed such as good album:D

    OdpowiedzUsuń