sobota, 25 lutego 2012

RAGE - 21 (2012)


Moja przygoda z niemieckim RAGE nigdy właściwie nie skończyła się sukcesem i moim większym zamiłowaniem do tego zespołu. A to próbowałem uderzyć w album polecany przez jednego znajomego, a to chciałem zacząć od początku, a to od końca i zawsze tak samo się kończyło. Co mnie zawsze przeszkadzało w tym zespole to jego toporność, niemiecka kwadratowość i jakieś takie pokręcone melodie, które nigdy do końca nie trafiały w mój gust, w dodatku wokal Petera Wagnera mnie dręczył ową ma Nie wystarczyło mi ani cierpliwości ani sił na kolejne próby. Nowy rok, nowy album RAGE i nowe nadzieje. Tym razem zespół poszedł mi na rękę porzucił eksperymentowanie, porzucił jakieś symfoniczne i inne patenty jakoś nie pasujące do tego zespołu i jego przeszłości. Album „21” to przede wszystkim płyta która powinna zaspokoić oczekiwania starych zagorzałych fanów i przykuć uwagę nowych takich jak ja. Mamy tutaj heavy/ power metal z pewnymi pierwiastkami thrash metalu, co powinno ucieszyć fanów starego RAGE. Peter Wagner brzmi w końcu tak jak sobie to wyobrażałem tak nieco w stylu Pieta Sielcka z IRON SAVIOR czasami wdający się w nieco ostrzejsze partie wokalne czyli growl, a wszystko świetnie wkomponowuje do ostrego, dynamicznego tła. Zarówno zauroczyła mnie dynamiczna i pełna niespodzianek sekcja rytmiczna, z dużym naciskiem na fenomenalne wyczyny perkusisty Andre Hillgersa jak i ostre , pełne melodyjności riffy Victora Smolskiego podkreślające biegłość , lekkość i lekarską precyzję w wygrywaniu atrakcyjnych partii. Pierwszy raz tak mnie zaskoczyli, pierwszy raz tak spodobało mi się w pełni co ci panowie razem stworzyli.

Można by się spierać że 11 utworów trwających ponad godzinę to lekka przesada i zagrożenie znudzenia materiału w połowie. Tutaj zespół zaskoczy chyba każdego. Nie ma jakiś większych wpadek pod względem kompozytorskim i każdy utwór jest na wysokim poziomie, a takie cechy jak dynamika, agresja, ostrość,dzikość, melodyjność, ba nawet przebojowość sprawiają że każdy z nich jest atrakcją i ostoją albumu. Choć jest duży nacisk na agresję i dzikość to trzeba przyznać, że kapela nie dopuściła do rutyny i właściwie co utwór to jest pewne urozmaicenie. Intro „House Wins” właściwie niczego nie zdradza, a raczej robi dobry grunt pod tytułowy „21”. Który również zaczyna się klimatem z poprzedniego kawałka. Choć utwór trwa 6 minut to właśnie jego wybrano na tego który miał zachęcić wszystkich do sięgnięcia po album. Zabieg udany, bo wybrali naprawdę reprezentatywny kawałek. Odzwierciedla w 100 % charakter owego wydawnictwa. Jest ciężar, dzikość, melodyjność przebojowość, thrash metalowa motoryka i kawałek jest utrzymany w takim heavy/power metalu z pewnymi cechami thrash metalu. Na myśl przychodzi mi poniekąd taki HELSTAR nawet główny motyw taki w ich stylu. RAGE tak brutalnie nie brzmiał na ostatnich wydawnictwach, takiej melodyjności i przebojowego refrenu też dawno nie uświadczyłem na ich płytach. Jeszcze lepszy wydaję się taki brutalny, pełen energii „Forever Dead” zawierający sporo ciekawych, wręcz wirtuozerskich popisów gitarowych. Taki RAGE to ja mogę zawsze i wszędzie słuchać. Jeden z tych najlepszych power metalowych refrenów jakie słyszałem w tym roku, prosty, ale jaki chwytliwy. Tego mi brakowało na poprzednich albumach. Również nowym dla mnie zjawiskiem są bardzo dobrze wyważone solówki, między ciężarem a chwytliwością. Ciekawie jakby brzmiał rozwinięty pomysł z intra „Feel My Pain”? Oj byłby to dobry materiał na balladę. Cóż a tak mamy melodyjny i bardzo rytmiczny kawałek będący mieszanką power metalu z hard rockowym luzem i przebojowością. Choć jest tutaj ostry riff, to można wyczuć tą lekkość w linii melodyjnej. A gdyby tak Peter Wagner śpiewał przez cały czas tak jak w „Serial Killer”? Byłbym wtedy najszczęśliwszym człowiek, bo wg mnie w takiej stylizacji brzmi jego wokal jeszcze ciekawiej, bardziej naturalnie. Ten brutalny wokal idealnie się wpasowuje się w brutalnie zagrany riff, choć może nie potrzebne było tutaj wplątywanie power metalowej przebojowości i łagodności w refrenie? Cóż może nieco źle rzutować na cały utwór, ale tak czy siak jest to kolejny killer na albumie o jaki było ciężko prosić na poprzednich wydawnictwach. Najdłuższą kompozycją na krążku jest złożony, nieco pompatyczny, pełen niespodzianek 'Psycho Terror” z bardzo zadziornym riffem. Również wielką atrakcją albumu jest przebojowy, rozpędzony „Destiny” który jest wzorem dla RAGE na kolejne lata i wydawnictwa. Nieco słabiej wypada nieco taki „death Romantic” gdzie znów nie potrzebnie kombinują. Na szczęście utwór też ma sporo dynamicznych i melodyjnych momentów, które pozwalają przebrnąć przez ten nieco dziwaczny kawałek. Czegoś mi też brakuje w takim „Black & White”, może takiej dzikości co na poprzednich kawałkach? Ale ta lekkość i hard rockowy feeling może też zjednoczyć ze sobą fanów właśnie takiego grania. Wszystko wynagradza kolejna power metalowa petarda z pierwiastkiem thrash metalu a mianowicie „Concrete wall” i oby więcej takich kompozycji w przyszłości. Całość zamyka rockowa ballada „Eternally” udowadniająca że zespół potrafi nie tylko gryźć ale i przytulić kiedy robi się nam smutno.

RAGE wrócił i to z albumem jaki fani się domagali. Zespół w bardzo dobrej formie i z każdy z muzyków zaliczył zwyżkę. Do tego dochodzi ostre, mocne brzmienie, które idealnie się komponuje z materiałem, który jest pełen brutalności i dzikich riffów. Po licznych próbach eksperymentowania i wyczerpaniu pomysłów, zespół wrócił do tego co go wyniosło na wyżyny i zrobił to w takiej formie przystępnej że nawet i ja jako osoba nie będąca miłośnikiem tego zespołu przekonała się do ich stylu i do tego że tworzą dobrą muzykę. Tak jak przystało na kapelę z taką doświadczaniem i z takim stażem dostaliśmy naprawdę bardzo mocny album na wysokim poziomie. To może być punkt zwrotny w mojej przygodzie z RAGE. Ocena: 8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz