czwartek, 2 czerwca 2016

THE UNGUIDED - Lust and Loathing (2016)

Bracia Roger i Richard Sjunnesson tworzyli zgrany duet w Sonic Syndicate, jednak ze względu na różne poglądy muzyczne opuścili ten band w 2010 r. Szwedzi nie zakończyli swojej podróży na tym etapie i postanowili ewoluować i stworzyć coś własnego. Tak o to narodził się The Unguided, który miał być czymś co przypomni nam właśnie twórczość Sonic Syndicate, a jednocześnie zabierze nas w rejony muzyczne Soilwork, In Flames, czy Scar Symmetry. W efekcie powstał naprawdę ciekawy band, który potrafi pomieszać grove metal, metalcore, czy melodyjny death metal, wykorzystując harsh wokale, partie czystego, epickiego wokalu i futurystyczne klawisze. Nutka progresywności i nowoczesności też jest tutaj obecna. By przekonać się o wyjątkowości tego zespołu nie trzeba daleko sięgać, wystarczy odpalić najnowsze dzieło w postaci „Lust and Loathing”.

Nie jestem fanem eksperymentów, ale to co gra ten szwedzki band trafia w mój gust. Jest to nowoczesne, zaskakujące, pełne świeżości i bardzo chwytliwe. Jest agresja, dynamika i przebojowość, a to sprawia że płyta jest łatwa w odbiorze. Wokal Rolanda Johanssona dodaje uroku i nieco komercyjności i takiej rockowej otoczki. Richard Sjunnesson swoim harsh wokalem nadaje całości agresywności i brutalności. Ciekawa mieszanka wychodzi z tego. Partie gitarowe też są urozmaicone i pełne niespodzianek. W połączeniu z pokręconymi i wyszukanymi partiami klawiszowymi stanowią mur nie do przebicia. Soczyste i czyste brzmienie tylko podkreśla atuty zespołu i ich umiejętności. Słucha się tego z wypiekami na twarzy. „Enraged” to trafiony otwieracz, który pokazuje ową przebojowość i świeżość. Dyskotekowe klawisze, odrobina słodkości wymieszanej z brutalnością, rockowym klimatem i progresywności. Wszystko współgra i nie ma mowy o chaosie. W takim „The Worst Day” można uświadczyć z pewnością komercję, ale pojawia się tylko w początkowej fazie, bo tutaj dominuje melodyjny death metal. Świetny klimat s-f pojawia się w melodyjnym i chwytliwym „King of Clubs”, który jest jednym z największych hitów na płycie. Lżejszy w swojej formie jest nieco rockowy „Heartseeker”. Na płycie jest sporo mocnych kawałków z ostrym riffem i taki właśnie jest „Phobos Grip” czy „Operation EAE”. Całość zamyka klimatyczny i nieco futurystyczny „Hate”.

Ta płyta może łączyć pokolenia i fanów różnych gatunków. Ma w sobie coś z modern rocka, coś melodyjnego death metalu, metalcoru czy groove metalu. Jednocześnie na płycie pojawia się komercyjność i patenty jakby wyjęte z popu, co słychać choćby w refrenach. Płyta imponuje swoją formą i aranżacjami. Zespół jest zgrany i dojrzały i wie jak stworzyć materiał godny uwagi. Nie często trafi się na taki krążek, gdzie bije taka świeżość i taka pomysłowość co do samego stylu. Jeśli tak ma wyglądać przyszłość to nie mam nic przeciwko temu. The Unguided zaimponował mi i czekam na więcej.

Ocena: 8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz