Power metal to taki
gatunek muzyczny, który można lubić albo nienawidzić. Wiele
z nas postrzega ten rodzaj metalu za zbyt słodki, przebojowy i
daleki od tego jaki powinien być metal. Wiele też słuchaczy
twierdzi, że kolejne płyty w tym gatunku to swoiste kalki
Masterplan, Helloween czy Gamma Ray. Nie brakuje młodych zespołów,
które faktycznie starają się zdążyć za swoimi idolami i
czasami nawet zbyt bardzo upodobnić do nich. Jednak są takie
zespoły w tym światku, które potrafią zadziwić i
przywrócić dobre imię tego gatunku. Właśnie cała nadzieja
w takich bandach jak Twins Crew. Szwedzka machina tworząca melodyjny
heavy/power metal z nutką epickości, rockowego szaleństwa, w
którym słychać echa Sonata Arctica, Helloween, Blodbound,
Iron Maiden czy Deep Purple. Mają na koncie trzy albumy. Dwa nagrane
dotychczas zaskakiwały pozytywnie i kiedy wydawało się, że
bliźniacy Dennis i David dotarli do granic swoich możliwością,
wydają kolejny album, który jest jeszcze lepszy od
poprzednika. Tak właśnie jest z najnowszym krążkiem zatytułowanym
„Veni Vidi Vici”.
Zjawisko jest o tyle
ciekawe, bowiem nie ma tutaj eksperymentowania czy też prób
zmian stylu, a wręcz odwrotnie. Twins Crew udoskonalił swoją
formułą z dwóch poprzednich albumów. Tak więc mamy
typowe, mocne, energiczne riffy braci Janglova imponują niczym
wyczyny braci Greywolf w Powerwolf. Bracia dobrze się rozumieją i
wzajemnie uzupełniają. Jest agresja, jest przebojowość i
pomysłowość. Dawno nie miałem tak frajdy z odsłuchu partii
gitarowych. Na plus są oczywiście skojarzenia z twórczością
Rainbow czy Deep Puprle. Tutaj swoje 3 groszy dorzuca klawiszowiec
Nicko DiMarino. Dodaje muzyce niezwykłej przestrzeni i takiego nieco
magicznego klimatu. Całość spina znakomity wokalista Andreas
Larssona, który specjalizuje się w podniosłych i wysokich
rejestrach. Idealna symbioza, która przedkłada się na jakość
nowego albumu. Wszystkiego jest jakby więcej i to na jeszcze wyższym
poziomie. Dwa poprzednie wydawnictwa były świetne i zawiesiły
poprzeczkę wysoko, ale „Vini Vidi Vici” jest po prostu idealny.
Wszystko jest tak jak być powinno. Szwedzkie, mocne i zadziorne
brzmienie, które podkreśla umiejętności muzyków i
miła dla oka okładka to cechy, które mają wkład w ten
ideał. W każdym albumie liczy się muzyka i to właśnie zawartość
ma największe znaczenie. Ta na „Vini Vidi Vici” jest świeża,
zróżnicowana i wypchana przebojami. Dawno nie było tak
dobrze zgranego materiału w świecie power metalu. Zaczyna się dość
nie typowo bo podniosłego „Divide Et Impera”,
który brzmi jak mieszanka ostatniego Blind Guardian i
Powerwolf. Jest pomysłowo i klimatycznie i to wystarczy na początek.
Riff wydobywający się z melodyjnego „Vini Vidi Vici” brzmi
znajomo i nasuwa namyśl Sabaton, Powerwolf, czy Bloodbound. Marszowe
tempo dodaje całości epickości, które jest tutaj wręcz
niezbędna. Dodatkowym atutem staje się naturalna przebojowość i
ciekawe partie gitarowe. Wszystko idealnie współgra, a to
dopiero początek. „Show No Mercy” to wysokiej
klasy power metalowa petarda. Są cechy neoklasycznego power metalu,
twórczości Kaia Hansena, ale nie tylko. Liczne przejścia i
zmiany motywów czynią ten utwór przykładem dla
przyszłych pokoleń odnośnie tego jak grać tradycyjny power metal
w nowej odsłonie. Nieco toporny „Stand Your Ground”
to już nieco inna bajka. Występuje tutaj bowiem sporej ilości
toporność i wpływy Accept są słyszalne od samego początku w tym
kawałku. Więcej Gamma Ray,czy Helloween uświadczymy w rozpędzonym
„Sky is Falling”, który jest jednym z
najciekawszych kawałków na płycie. Coś z Deep Purple mamy w
hard rockowym „Burn The Witch” i to takie pierwsze
miłe urozmaicenie płyty. Na płycie jest całkiem sporo szybkich
hitów i tutaj należy wyróżnić „Out of Time”
czy „Forever Free”, które również
mają coś z Rainbow i Gamma Ray. Całość zamyka piracki „Ghost
of The Seven Seas”.
Nie ma mocnych na Twins Crew. Wystarczyło im nagrać trzy albumy by
dojść do perfekcji. Najnowsze dzieło to kwintesencja gatunku i
przykład, że nie wszystko zostało jeszcze powiedziane i wciąż
można nagrywać wysokiej klasy materiał z muzyką przesiąkniętą
wpływami Gamma Ray czy Bloodbound. Gorąco polecam !
Ocena : 10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz