piątek, 15 lipca 2016

ANVIL - Anvil is anvil (2016)

„Juggernaut of Justice” to jeden z ostatnich wydawnictw Anvil, który rzeczywiście robiły wrażenie na słuchaczy. Doświadczony band z Kanady zawsze słynął z solidnych, heavy metalowych albumów, a swój sukces osiągnęli już w latach 80. Tak najlepsze wydawnictwa przypadły na tamten okres. Lata mijają, oni wydają kolejne albumy z taką samą formułę i nie każdego musi to ruszać, zwłaszcza, że ostatni album „Hope in Hell” był pomyłką. Niby formuła ta sama, ale sam album był nudny i obdarty z ciekawych melodii i heavy metalowego pazura. Mało kto interesował się tym, że Anvil się nie poddaje i ma zamiar wydać kolejny album. Brzydka i uboga okładka „Anvil is Anvil” raczej budziły niepokój niż gwarantowały udany album. Czy rzeczywiście jest tak źle jak to obrazuje okładka?

Otóż nie. Muzyka może jest mało oryginalna i oklepana do bólu, ale są pewne elementy, które ratują ten album przed klęską. Steve Kudlov bardziej przyłożył się do śpiewania i komponowania utworów. Słychać jakieś zaangażowanie, słychać zapał i ciekawe pomysły, co przedkłada się na jakość nowego krążka. Poziom „Juggernaut of Justice” jest poza zasięgiem, ale z pewnością Anvil odbił się od dna z „Hope in Hell”. Pojawia się więcej agresywnych riffów i łatwiej o jakiś ciekawy hit. Materiał trwa 45 minut i to nie jest wcale długo. Widać zespół poszedł na łatwiznę i postawił na krótkie kompozycje. Otwierający „Daggers and Rum” o pirackim charakterze nie jest wcale taki zły jak mogłoby się wydawać, ale też pozostawia sporo do życzenia. Bardziej trafia do mnie przesiąknięty Judas Priest, grave Digger czy Paragon energiczny „Up,Down, Sideways”. Dynamiczna sekcja rytmiczna, szybsze tempo, ostry riff i chwytliwy refren przyczyniły się do sukcesu tego kawałka. Dalej mamy rozpędzony „Die for a lie”, agresywny „Runaway train” czy melodyjny „Its your move”, które są głównymi atrakcjami nowego dzieła Anvil. Stary Anvil i echa klasycznego heavy metalu z lat 80 uświadczymy w żywiołowym „Run like Hell”, który jest moim faworytem z tej płyty. Zagrany z lekkością i taką nutką szaleństwa. Szkoda, że cały album nie brzmi właśnie tak. Na sam koniec mamy „Forgive Dont forget” który podkreśla, że zespół nagrał naprawdę udany album, który nie straszy aranżacjami jak „Hope in Hell”.

Kanadyjski Anvil to zespół, który zaliczamy do klasyki heavy metalu z lat 80. Nie muszą niczego udowadniać i swój status osiągnęli dawno temu. W roku 2011 nagrali jeden ze swoich najlepszych albumów i teraz godnie zacierają wpadkę w postaci „Hope In Hell”. Nowe dzieło jest solidne, zawiera kilka petard i hitów, ale to wciąż za mało by mówić o sukcesie na miarę „Juggernaut of Justice”. Może następny album będzie jeszcze ciekawszy? Zobaczymy.

Ocena: 6.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz