To już 20 lat istnienia portugalskiego Attick Demons, który
błysnął w roku 2011 swoim debiutanckim albumem „Atlantis”.
Wielu fanów heavy metalu zaczęło postrzegać ich jako
odmłodzony Iron Maiden. Mając w składzie takiego utalentowanego
wokalistę jak Artura Almeida można naprawdę wiele zdziałać. W
tamtym czasie płyta jak i zespół przyciągnął wiele fanów
i każdy z nich pokochał zespół nie tylko za wokalistę
brzmiącego jak Bruce Dickinson z ery brave New World, ale też za
pomysłowość i dbałość o szczegóły. Warsztat techniczny
jak i talent do tworzenia chwytliwych melodii stał się przepisem na
przeboje i spora w tym zasługa doświadczonych gitarzystów.
Luis, Hugo i Nuno to trzej muszkieterowie Attick demons, którzy
potrafią grać nowocześnie, zadziornie, agresywnie i melodyjnie.
Mieszanka wybuchowa i te aspekty zespół rozwinął w swoim
najnowszym albumie „Let's raise in Hell”. Można odnieść
wrażenie, że Attick Demons postawił tym razem na nieco bardziej
progresywne zacięcie i bardziej nowoczesne brzmienie. Skojarzenia z
żelazną dziewicą dalej się pojawiają, ale zespół
postanowił stworzyć coś bardziej zaskakującego. Tak więc mamy
pewien rozwój stylu kapeli, ale niestety ucierpiała na tym
przebojowość owego wydawnictwa. Soczyste brzmienie odgrywa znaczącą
rolę, bo podkreśla agresywność partii gitarowych. Sama muzyka nie
jest wcale taka zła. Otwierający „The Circle of Light”
jest niezwykle dynamiczny, przesiąknięty power metal, ale i tutaj
nie brakuje elementów Iron Maiden. Można jednak odnieść
wrażenie, że zespół chciał nadać swojemu stylowi nieco
nowoczesnego charakteru. „Adamastor” to ukłon w
stronę melodyjnego heavy/power metalu i motorem napędowym tutaj
jest świetna główna melodia i złożone solówki.
Ciekawa mieszanka starego Hellowen i Iron Maiden. Progresywność o
której wspominałem znakomicie wybrzmiewa w rozbudowanym „Dark
Angel”. Klimat i aranżacje nasuwają twórczość
Myrath. Kolejnym mocnym punktem jest „The Endless Game”,
który zabiera nas w rejony solowych dokonań Bruce'a
Dickinsona. Jednym z najostrzejszych kawałków na płycie jest
zadziorny „Let's raise Hell”, który oddaje
to co najlepsze w muzyce Attick Demons. Melodyjny, wręcz przebojowy
„Ghost” to wypisz, wymaluj Iron Maiden z okresu
„Brave New World”. Niby nic nowego, ale jak zapada w pamięci i
ile radości potrafi dostarczyć. Całość zamyka surowy „Ritual”,
któremu bliżej do do twórczości Judas Priest. Nie
jest może tak przebojowo jak na debiucie, ale jest większe
urozmaicenie i słychać pewien rozwój samej kapeli. Attick
demons dalej pozostaje jednym z najlepszych klonów Iron
maiden, które potrafią spojrzeć na heavy metal nieco świeżym
spojrzeniem. Debiutu nie przebili, ale to wciąż heavy metal
wysokich lotów. Fani żelaznej dziewicy będą w siódmym
niebie.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz