czwartek, 20 października 2016

CIVIL WAR - The last Full Measure (2016)

Pojedynek między Sabaton, a Civil war wciąż trwa i póki co bitwy wygrywa Civil war, a choćby z tego względu, że ich ostatnie dwa albumy to nie tylko power metal w stylu Sabaton czy Astral Doors, to również muzyka z polotem i pomysłem. Sabaton nieco osłabiony radzi sobie jak może by nie stracić swojej pozycji. „Heroes” był nijaki i w sumie dopiero „the last stand” przywrócił nadzieję w Sabaton. Jak na złość w tym roku nowy album postanowił również wydać Civil War, który tworzą dawni muzycy Sabaton. To odejście wyszło im na dobre, bo stworzyli własny band i to jeszcze taki co tworzy wysokiej klasy heavy/power metal. Dwa pierwsze albumy to potwierdziły, z naciskiem na „Gods and Generals”, który zaskoczył formą i przebojowością. Czekałem na „The last Full Measure” w sumie z trzech powodów. Pierwszy była ciekawość, czy zespół nagra równie udaną kontynuację poprzednika. Drugi był efekt starcia nowych płyt Sabaton i Civil War. Trzecim powodem był głos Nilsa Patrika Johanssona, który uwielbiam.

„The last Full Measure” nawet pod względem tytułu czy okładki nasuwa na myśl najnowszy krążek Sabaton. Civil War jednak gra dalej swoje i nie ma mowy tutaj o jakiś eksperymentach. Na pewno nie jest to granie na jedno kopyto i pojawia się element zróżnicowania. Dalej mamy melodyjny i energiczny heavy/power metal, w którym słychać echa twórczości Sabaton. To też jest do zaakceptowania przy fakcie, że zespół tworzą dawni muzycy Sabaton. Jeśli chodzi o sam materiał to płyta ani rozczarowuje ani tez nie powala. Dostajemy bardzo dobry album, który miło się słucha. Nie brakuje przebojów, petard czy ostrych riffów. Ogólnie Petrus i Rikard wygrywają ciekawe riffy i słychać, że bardzo dobrze się uzupełniają. Jest melodyjność, podniosłość i nutka agresji. Jeśli mam do czegoś się przeczepić to do konstrukcji czy formy. To sprawia, że wszystko jest jakieś takie przewidywalne i nieco bez wyrazu. Album się broni solidnością i w miarę równymi kompozycjami. „Road to Victory” to dobry otwieracz, który jeszcze lepiej sprawdził się w roli singla. Nutka progresywności, nutka tajemniczości wdziera się w „Deliverance” i jest to mocny kawałek.”Savannah” swoją konstrukcją nasuwa twórczość bardziej Astral Doors aniżeli Sabaton. Nieco zaskakuje taki folkowy i radosny „Tombstone” z wyraźnymi wpływami Wuthering Heights. Więcej rycerskiego charakteru, epickości mamy w marszowym „America”, który też pokazuje zespół z troszkę innej strony. Jednym z największych hitów na płycie jest „ A tale that should never be told”, która wpisuje w standardy Sabaton. Kompozycja może taka typowa, ale szybko zapada w pamięci dzięki chwytliwemu refrenowi i ciekawymi partiami klawiszowymi. Nils mimo upływu czasu nie traci na jakości i jego wokal zawsze jest taki drapieżny i wciągający. To dzięki niemu Civil War jest tak wartościowym i wyjątkowym zespołem. Nieco mroczniejszy i zadziorniejszy jest „Gangs of New York” i w sumie też jest to pozytywne zaskoczenie albumu. Z power metalowych petard pozwolę wyróżnić sobie rozpędzony „Gladiator”, który imponuje szybkim tempem i ostrym riffem. Civil War jak dla może iść właśnie w takim kierunku. Na płycie sporo jest marszowego tempa i epickich patentów. Dobrze to obrazuje „People of the Abyss” czy tytułowy „The last Full measure”. Całość zamyka stonowany „The aftermath”.

Nie mówię, że nowy album Civil War jest słaby, bo wręcz przeciwnie jest to kawał solidnego heavy/power metal, do którego warto wracać. Po prostu ten album niczym nie zaskakuje i w moim odczuciu jest słabszy od poprzednika. Czy jest to lepszy krążek od „The last stand” Sabaton to już inna bajka. Oba albumy są wartościowe. Jak cenimy sobie zróżnicowanie i mocne riffy to wygrywa Civil War, a jak przebojowość to Sabaton.


Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz