sobota, 8 października 2016

TITANIUM - Atomic Number 22 (2016)

Nigdy nie sądziłem, że doczekam czasów, kiedy w naszym kraju będą zespołu na miarę takich kapel jak Rhapsody, Sonata Arctica czy Stratovarius. Power metal staje się coraz bardziej popularny w naszym kraju i młode zespołu nie wstydzą się grać tego typu heavy metal. Miło jest widzieć na polskiej scenie metalowej takie formacje jak Divine Weep, Scream Maker czy Titanum, które starają się grać w tych klimatach. Titanium zrobił największe postępy. Spora w tym zasługa nowego wokalisty, który został ściągnięty z Ukrainy. Konstantin Naumenko znany z Sunrise czy Conquest wspomógł naszych rodaków. Zespół też jakby z marszu awansował do wyższej ligi. Nowy wokalista znany jest z wysokich rejestrów i umiejętnego wpasowania się w klimaty Stratovarius i Sonata Arctica. Nic dziwnego, że najnowsze dzieło w postaci „Atomic Number 22” brzmi jak jeden z kultowych albumów Stratovarius czy Sonata Arctica. Album jest znacznie ciekawszy od debiutu i bardziej dopieszczony. Nie ma słabych punktów i dostaliśmy krążek dynamiczny, przebojowy i bardzo power metalowy. Takiej płyty w naszym kraju jeszcze nie było, aż dziw bierze że nagrali ją Polacy. Gitarzysta Karol Mania, który znany jest nam z Pathfinder teraz daje czadu z Titanium i na najnowszej płycie pokazuje swój talent. Jest pełno złożonych i pomysłowych solówek czy riffów, to naprawdę budzi podziw. Kompozycje zagrane są z pasją, pomysłem i lekkością. Zaczyna się od energicznego „Atomic Number 22”. Na myśl przychodzi wiele kultowych zespołów power metalowych, jednak Titanium robi swoi. Szybki riff, podniosłość i niezwykła przebojowość to atuty tego kawałka. Jednak można w naszym kraju grać power metal wysokich lotów i bijąc na łeb szyje ostatnie dokonania Sonata Arctica czy Stratovarius. Szybkość „World of Contradictions” zaskakuje i momentami przypomina się Dragonforce. Stonowany i nieco zadziorniejszy „Torn reality” pokazuje zespół z nieco innej strony. W tym kawałku dzieje się sporo i każdy z tych motywów jest intrygujący. „Time is out” ma energię i przebojowość Gamma Ray czy Helloween. Budzi to podziw i można być dumnym z naszego rodzimego zespołu. W „One single night” wracamy do klimatów Stratovarius czy Sonata Arctica. Nutka hard rocka przewija się przez słodki „Guardians of might” i tutaj nieco brakuje mocy. Na szczęście to złe wrażenie zaciera 9 minutowa power metalowa petarda w postaci „Future of mankind” i momentami czuje się jakbym słuchał „Armageddon” Gamma Ray. Świetna, energiczna i zróżnicowana kompozycja. Na deser mamy cover Stratovarius w postaci „Eagleheart” i brzmi to jakby sami nagrali ten utwór. Udany cover. Titanium rozkręcił się i nagrał świetny album, który może służyć za encyklopedyczny przykład jak powinno się grać power metal. Jedno z największych zaskoczeń roku 2016.

Ocena: 9.5/10

2 komentarze:

  1. Kupiłem płytke z Japoni, krótko i na temat: kawał dobrej roboty!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dla mnie czad totalny, słucham słucham i mi się ta muza nie nudzi. Na koncercie chłopaki dają totalnego czadu, są profesjonalni w każdym calu. Jak dla mnie to oni byli gwiazdą tegorocznego Zgierza.

    OdpowiedzUsuń