Mam soją listę ulubionych wokalistów i czołowe miejsce
zajmuje na niej brytyjski kompozytor i wokalista – Graham Bonnet.
Grał z największymi gitarzystami i wystarczy tylko wspomnieć
Blackmore'a czy Malmsteena. Jego barwa głosu zawsze idealnie
wpasowywała się w progresywny rock, hard rock czy melodyjny metal.
Charyzma, wyjątkowa barwa głosu i charakterystyczna chrypa do atuty
Grahama, który jest wyjątkowym wokalistą. Jego twórczość
i dzieli się na kilka okresów. Był Rainbow, był Alcatrazz,
Impelitteri czy w grupie Micheala Schenkera tak więc dał się
poznać w różnych formacjach. Teraz po latach wraca z własnym
zespołem sygnowanym nazwą Graham Bonnet Band. Debiutancki album tej
formacji nosi tytuł „the Book” i jest to powrót do
najlepszych lat wokalisty. Słychać echa Rainbow czy Alcatrazz co
dobrze świadczy o płycie. W zespole jest klawiszowiec Jimm Waldo,
który znany jest z występów z Alcatrazz, perkusista
Warlord – Mark Zonder, a także basista Beth Heavenstone i
gitarzysta Conrad Pesinato. Muzycy rozumieją się i znakomicie się
uzupełniają. Pierwsze skrzypce gra właśnie Graham i to jego
wokale stanowią główną atrakcję płyty. Miło jest
słyszeć, że mimo upływu lat Graham wciąż ma to coś w swoim
głosie. Bardzo dobrze wypada też współpraca Conrada i Jimma
co słychać w nieco progresywnym i zadziornym „Earth's
Child” czy rozpędzonemu „Into The Night”,
które idealnie odzwierciedlają ten stan rzeczy. Kawałki
kipią energią i przebojowością. Z kolei „Rider”
to utwór, który jest bardziej stonowany, bardziej
komercyjny. Mam swój urok i potrafi zapaść w pamięci.
Uwielbiam szybkie kawałki o rock'n rollowym charakterze, które
przypominają mi lata Rainbow czy Alcatrazz. Właśnie taki jest
żywiołowy „Dead man walking” i to jest moim
zdaniem jeden z najlepszych utworów na płycie. W podobnym
klimacie i stylu utrzymany jest dynamiczny „Strangest Day”,
który imponuje mocnym riffem. Nawet stonowany i balladowy „The
Dance” wypada bardzo dobrze i potrafi zauroczyć swoją
lekkością. Dalej mamy niezwykle melodyjne i urozmaicone kompozycje
w postaci „The book” czy „Everbody has to
go there”, które osadzone są w twórczości
Rainbow. Całość zamyka kolejny mocny hard rockowy kawałek
zatytułowany „California Air”, który
idealnie podsumowuje całość. Miało być klasycznie, miało być
progresywnie, hard rockowo i przebojowo, a przy tym w stylu do
jakiego nas przyzwyczaił Graham. Rzeczywiście „The Book” taki
właśnie jest. Jest to album, który identyfikuje osobę
Bonneta i jego muzykę. Powrót bardzo udany, zwłaszcza że
przypomina jego najlepsze wydawnictwa.
Ocena: 7.5/10
Ocena: 7.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz