„Barbared
Wire Metal” to był udany debiut młodej australijskiej formacji
Elm Street. Choć swoją przygodę z muzyką zaczęli na poważnie w
roku 2003, to jednak debiutancki krążek ukazał się dopiero w
2011r. Zespół szybko wkradł się w łaski fanów
takich zespołów jak Iron maiden, Judas Priest, Testament, czy
Manowar. 5 lat temu pokazali, że potrafią grać i stać ich na
znacznie więcej. Teraz kiedy po takiej długiej przerwie wraca Elm
Street to oczekiwania względem nich są jeszcze większe. Zresztą
już miła dla oka okładka „Knock'em out with metal fist”
autorstwa Kena Kelly'ego , który rysował okładki dla Manowar
czy Kiss robi ogromne wrażenie. Pierwsze skojarzenie to „Rising”
Rainbow, a to już zobowiązuje. W rzeczy samej zespół
pokazuje się na nowym albumie z jeszcze lepszej strony. Dopracowano
to co kuśtykało na debiucie, dopieszczono styl, który nam
pokazali na „Barbared Wire Metal”. Tak więc nowy krążek, to
ulepszenie tego co już znamy. Przede wszystkim słychać jeszcze
ciekawsze riffy i partie solowe w sferze pracy gitarzystów.
Kawał dobrej roboty odwalili Aaron i Ben. Niby niczego nowego nie
odkrywają, to jednak miło słucha się tych motywów
heavy/speed/thrash metalowych utrzymanych w stylizacji kapel z lat
80. Tak jak na debiucie tak i tutaj jest spora dawka melodyjności,
przebojowości, ale zespół bardziej urozmaicił swoje
kompozycje, strukturę i to może się podobać. Ben też przez te 5
lat popracował nad swoim wokalem i jest już bardziej agresywnie i
bardziej thrash metalowo w tej kwestii. „Face
the reaper”
zaczyna się klimatycznie i motywem akustycznym. Powoli rozkręca
się, ale tutaj band pokazuje swoją pomysłowość i urozmaicenie.
Sporo dzieje się w tym otwieraczu, a zespół od razu robi nam
niezły zwiastun tego co nas czeka w dalszej części. O ile
otwieracz wykazuje cechy heavy metalowe o tyle „Kiss
The Canvas”
ma w sobie spore ilości patentów power/thrash metalowych.
Dalej mamy marszowy „Will it take a lifetime?”
, mroczniejszy i zadziorniejszy „Sabbat”,
które jeszcze bardziej urozmaicają nam materiał. Zespół
bawi się różnymi konwencjami co przedkłada się na jakość
płyty. Bardzo dobrze sprawdzają się kompozycje z prostymi motywami
gitarowymi i dobrym przykładem tego jest judasowy „Heavy
mental”.
Jednym z najostrzejszych kawałków na płycie jest bez
wątpienia toporniejszy „Next In Line”.
Z kolei „S.T.W.A”
i „Heart Racer”
są utrzymane w stylizacji bardziej hard rockowej. Całość zamyka
„Leave it all behind”,
który może nie wiele wnosi do albumu, ale pokazuje bardziej
rockowe oblicze zespolu. Sam album jest solidny, bardziej dopracowany
niż debiut, choć nie brakuje wpadek. To czego mi brakuje to
rasowych hitów i petard, które rzucą na kolana. Mimo
tego i tak „Knock'em out with metal fist” broni się zawartością
i dobrymi melodiami. Warto posłuchać Elm Street w wolnej chwili.
Ocena:
7.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz