sobota, 20 maja 2017

HEAVY JUSTICE - And So We Fall.. (2017)

Czy komuś coś mówi nazwa Heavy Jutstice? Na pewno wiele osób powie, że nie i w sumie nic dziwnego.  Jest to amerykańska formacja, która powstała w 1999r  i jakoś przez ten cały czas pozostawała w ukryciu.  Niby ukazał się debiutancki album "Apocalyze", ale nawet i to nie pozwoliło zespołowi zdobyć większego rozgłosu. Po 4 latach band wraca z nowy dziełem w postaci "And so we fall..". Czy tym razem zespół przebije się przez gąszcz różnych wydawnictw jakie ukazały się w tym roku?

Nowy skład, nowe nadzieje i szansa na pewną świeżość. Zespół zasilił gitarzysta Irvin i perkusistka Michelle. Jednak zespół dalej w najlepsze gra heavy metal, choć jest to bardzo spore uproszczenie stylu kapeli. W ich muzyce nie brakuje elementów stricte thrash metalowych czy power metalowych, tak więc zespół jest bardziej wszechstronny niż się wydaje.  Nowy album ma mroczną szatę graficzną, która rzeczywiście oddaje klimat zawartości. Jest mrocznie, ponuro, zadziornie i momentami topornie. Zespół świetnie się bawi w urozmaicaniu melodii i motywów, tak więc dzieje się sporo, a Heavy Justice ucieka od monotonni. Jeżeli miałbym wskazać na jakieś wady to pewnie wytknąłbym brak jakiś takich rasowych przebojów, co wcale nie oznacza że ich nie ma.  Już otwieracz znakomicie spełnia się w tej roli. "The macabre melody" jest melodyjny, zadziorny i ma w sobie moc power metalu i pazur thrash metalu. Gdzieś w tym wszystkim można doszukać się wpływów Metaliki czy Iced Earth. Drugi kawałek na płycie to "Fall of Giants", który jest bardziej urozmaicony i bardziej pokręcony. Marszowe tempo i ostre riffy nadają charakteru kawałkowi. Irvin i Greg dają czadu i nie zanudzają swoją grą. Jednym z moich faworytów jest rozpędzony i złowieszczy "Davy Jones", który ociera się o ostatnie dzieła Kreator czy Sodom. Jest moc i o to w tym chodzi. Mroczny "Mariana" to taki ukłon w stronę Black Sabbath czy Kinga Diamonda. Ciekawie wypada również nieco toporniejszy "Demon Seed". Muzycy grać potrafią i najlepszym tego dowodem jest instrumentalny "Edge of the inferno", który jest przepełniony ciekawymi melodiami i popisami gitarowymi. Całość zamyka ciężki i energiczny "Bone to Dust", który również ma w sobie sporo elementów thrash metalu, co jeszcze bardziej zaostrza apetyt na kolejne dzieła zespołu.

Debiut nie wzbudzał większych emocji i przeszedł bez echa. Brakowało wiele elementów i całość była nieco chaotyczna. Zespół wyciągnął wnioski i nagrał znacznie ciekawszy album. Jest ostrzej, agresywniej i mamy wiele ciekawych melodii. Jeszcze nie można mówić o perfekcji, ale jest poprawa i to znacząca. "And so we fall..." to solidny album, który zadowoli nawet tych bardziej wymagających.

Ocena: 7/10


2 komentarze: