Nie tak dawno świat zachwycał się premierą Riot city i Traveler, a teraz w tym roku nadchodzi kolejne mocne uderzenie z Kanady. Ultra Raptor podobnie jak koledzy po fachu stawia na mieszankę heavy/speed metalu rodem z lat 80. Panowie czerpią również z klasyki jak Judas Priest, exciter, czy Liege Lord. Grają od 2015r, ale debiut "Tyrants" ma mieć premierę 9 listopada tego roku i to nakładem Fighter Records. Jedno jest pewne, to jedna z ważniejszych premier tego roku i debiut na jaki wielu czekało.
Ultra raptor tworzą doświadczeni muzycy i to jest pewnie główny czynnik, który odpowiada za jakość zawartej muzyki. Na wokalu jest Phil T Lung z War Command, który sieje zniszczenie i od razu wnosi muzykę Ultra raptor na wyższy poziom. Imponuje też dyspozycja i wyszkolenie gitarzystów, bowiem Nick Rifle i Criss Raptor wiedzą jak porwać słuchacza. Stawiają na klasyczne patenty, ale bawią się konwencją i potrafią zaskoczyć. Bez nich to nie byłaby ta sama płyta. Na takie popisy gitarowe zawsze warto czekać i analizować je na czynniki pierwsze. To są specjaliści, a nie debiutanci.
Najlepiej otworzyć album killerem i taki "messile" to strzał w dziesiątkę. Jest szybko, agresywnie i oldscholowo. Czego chcieć więcej? Dużo klimatów judas priest dostajemy w "cyborg rex" i te przyspieszenia są tutaj imponujące. W sferze gitarowej dzieje się dużo i słychać pomysłowość w tych zagrywkach. "Take me back" to prawdziwa petarda. Co za energia i moc wydobywa się z tego utworu. Band nie bierze jeńców i wystawia to co najlepsze. Heavy/ speed metal najwyższej jakości. W podobnej stylistyce utrzymany rozpędzony "nightslaher". Tak to kolejny killer na płycie. Prosty riff też może siać zniszczenie i taki klasyczny riff z "gale runner" to ukłon w stronę accept czy judas priest. Nie ma w studu, anie jeden młody band może uczyć się od ultra raptor. Nie ma czasu a ballady i dalej mamy żywiołowy "the quest for relics". Solówki tutaj błyszczą i to jest atut tej kapeli. Ciężko o tego typu granie i to na takim poziomie. Brawo panowie! Band zwalnia w stonowany "winds of vengeance" i znów słychać echa lat 80. Band nawet z przytupem zamyka album, bowiem "Space fighter" to kolejny killer na płycie.
Od kiedy słyszałem pierwszy próbki tej płyty, to wiedziałem że jest to płyta na którą warto czekać. To jest prawdziwa petarda i nie ma tu słabych kompozycji. Każda z nich to prawdziwa frajda dla fanów heavy/speed metalu. Jedna z najważniejszych płyt roku 2021.
Ocena: 9.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz