Uwaga
Cryonic Temple powraca z nowym albumem po 9 latach i to jest naprawdę
miła niespodzianka dla fanów europejskiego power metalu. Ta
szwedzka formacja działa od 1996 roku i szybko wbija się do grona
najciekawszych zespołu reprezentujących tą odmianę heavy metalu.
W swojej stylistyce przypominali nieco Helloween, Heimdall, czy Iron
Fire. Ostoją tego zespołu jest bez wątpienia uzdolniony gitarzysta
Esa Ahonen, który ostatnio błysną na metalowej operze
Mariusa Danielsena. Ciężko też sobie wyobrazić Cryonic Temple bez
charakterystycznego wokalistę jakim jest Mattias L. Ten zespół
miał w sobie to coś, co przyciągało fanów tego gatunku.
Ostatnie dzieło w postaci „Immortal” było nieco agresywniejsze,
bardziej nowoczesne, ale to wciąż był Cryonic Temple wysokich
lotów. Po 9 latach zespół powraca jakby do swoich
korzeni, czyli do melodyjnego, radosnego power metalu. Najlepszym
tego dowodem jest „Into the Glorious Battle”. Jest to pierwszy
koncepcyjny album, który porusza ciekawą historię, która
łączy w sobie elementy fantasy i sience fiction. Całość trwa
godzinę, ale nie jest to jakoś wymagający materiał, czy też
przynudzający.
Musiało być intro na sam start i „The Beginning of new Era” jest podniosłe i buduje napięcie. „Man of thousands faces” to utwór, który rzeczywiście jest bliski starym kawałkom Cryonic Temple. Szybkie tempo, melodyjny riff, duża dawka pozytywnej energii i ta przebojowość. Dobrze wychodzi zespołowi granie pod Helloween czy Gamma Ray. Więcej zadziorności i mocy mamy w przebojowym „All the kingsman”. Cryonic temple stara się nie grać na jedno kopyto i już w „Prepare for War” słychać klimatyczne klawisze i więcej urozmaiceń tempa. Z kolei w „Heroes of the day” zespół zwalnia i prezentują balladę o ciepłym wydźwięku. Nie jest źle w tym aspekcie. Do grona ciekawych kompozycji na pewno warto zaliczyć energiczny „Mighty Eagle”, który uwydatnia to co najlepsze w power metalu. Fani Edguy, czy Stratovarius na pewno pokochają dynamiczny „Into the glory battle”, który jest killerem z prawdziwego zdarzenia. Szkoda, że na płycie nie ma samych takich perełek. Dalej pojawia się równie zaskakujący „Flying over snowy fields” czy zadziorny „Heavy Burden”, który podtrzymują przebojowy charakter płyty. Na koniec jeszcze imponujący, marszowy i bardzo epicki „Freedom”.
Jest bardzo dobrze. Mimo upływu lat, mimo długiej przerwy Cryonic Temple jest w formie. Najnowsze dzieło jest przemyślane i oddaje to co najlepsze w tej formacji. Płyta na pewno godna uwagi.
Ocena: 8/10
Musiało być intro na sam start i „The Beginning of new Era” jest podniosłe i buduje napięcie. „Man of thousands faces” to utwór, który rzeczywiście jest bliski starym kawałkom Cryonic Temple. Szybkie tempo, melodyjny riff, duża dawka pozytywnej energii i ta przebojowość. Dobrze wychodzi zespołowi granie pod Helloween czy Gamma Ray. Więcej zadziorności i mocy mamy w przebojowym „All the kingsman”. Cryonic temple stara się nie grać na jedno kopyto i już w „Prepare for War” słychać klimatyczne klawisze i więcej urozmaiceń tempa. Z kolei w „Heroes of the day” zespół zwalnia i prezentują balladę o ciepłym wydźwięku. Nie jest źle w tym aspekcie. Do grona ciekawych kompozycji na pewno warto zaliczyć energiczny „Mighty Eagle”, który uwydatnia to co najlepsze w power metalu. Fani Edguy, czy Stratovarius na pewno pokochają dynamiczny „Into the glory battle”, który jest killerem z prawdziwego zdarzenia. Szkoda, że na płycie nie ma samych takich perełek. Dalej pojawia się równie zaskakujący „Flying over snowy fields” czy zadziorny „Heavy Burden”, który podtrzymują przebojowy charakter płyty. Na koniec jeszcze imponujący, marszowy i bardzo epicki „Freedom”.
Jest bardzo dobrze. Mimo upływu lat, mimo długiej przerwy Cryonic Temple jest w formie. Najnowsze dzieło jest przemyślane i oddaje to co najlepsze w tej formacji. Płyta na pewno godna uwagi.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz