piątek, 31 maja 2019

GLORYHAMMER - Legends From beyond the galactic terrorvortex (2019)

Power metal rośnie w siłę i co jakiś czas rodzą się nowe gwiazdy gatunku, które szybko dostają się do pierwszej ligi najlepszych zespołów. Jakiś czas temu, a dokładniej w 2010r narodził się band o podniosłej nazwie Gloryhammer. Szok i nie dowierzanie, bowiem kapela pochodzi z Wielkiej Brytanii. Jest to rejon, w którym power metal nie należy do popularnych gatunków.  Podwaliny pod ten zespół dał klawiszowiec Christopher Bowes, który napędza inny znany band - Alestorm. Te charakterystyczne partie klawiszowe słychać w Gloryhammer i to one są główną ozdobą ich stylu. To jest ich znak firmowy. Muzycznie nie możemy mówić tutaj o drugim Alestorm. Gloryhammer to band, który  tak naprawdę czerpie wzorce z takich kapel jak Rhapsody, Freedom Call, Sabaton, Twlight Force czy Gamma Ray.

Czy tego chcecie czy nie, Gloryhammer to nowa gwiazda tego gatunku. Ich najnowsze dzieło "Legends From beyond the galactic terrorvortex" to nowa jakość power metalu i stylistycznie przypomina dokonania konkurencji i mam tu na myśli Rhapsody of Fire czy Beast in black. To również 3 płyta tej wspaniałej kapeli i kolejna płyta która sporo na miesza w tym roku. Co mnie bardzo cieszy, że czuje się jakby słuchał mieszanki kultowych płyt Rhapsody, Freedom Call i dużo patentów Gamma Ray z okresu "Powerplant" co mnie bardzo cieszy. Do rzeczy.

Duży plus Gloryhammer ma u mnie za klimatyczną i intrygującą okładkę. Jedna z najlepszych jakie widziałem w tym roku. Brzmienie to kolejny atut tej płyty. Gloryhammer  Jest mocne, ostre, ale i czuć słodycz. No brzmi to świetnie. Muzycy wyczyniają cuda. Choć nie, to nie cuda tylko ciężka ich praca i doświadczenie, który procentuje na płycie. Panowie znają się na swojej robocie i są bardzo utalentowani. Thomas Winkler to wokalista, który idzie w ślady klasycznych power metalowych  śpiewaków i wychodzi mu to znakomicie. Sekcja rytmiczna pędzi i zaskakuje swoją rytmiką i wyczuciem. A gitarzysta? Tutaj już w ogóle jest miazga.  Mamy tutaj szybkie riffy, ale też bardziej złożone, bardziej agresywne czy utrzymane w słodkim klimacie. Jest w czym wybierać i panowie nie skupiają się na jednym motywie. Brawa dla Paula Templinga.

No to czas odkryć piękno tej płyty i te 10 diamentów, które składają się na to wydawnictwo. Zapnijcie pasy i ruszamy.

Wejście iście filmowe i czuje się jakbym był na seansie nowych gwiezdnych wojen. "Into the terrorvortex of Kor-Virliath " to intro podniosłe i pełne emocji. Po chwili atakuje nas przebojowy i podniosły "The siege of Dunkeld" . Swoją energią i stylistyką nawiązuje do twórczości Gamma Ray, Sabaton czy Powerwolf. Najwięcej tutaj tego symfonicznego power metalu spod znaku Rhapsody of fire. Brzmi to obłędnie i można słuchać i tylko narzekać dlaczego tylko ponad 4 minuty trwa ten utwór.  Przebojowy "Masters Of the Galaxy" to ostry i pełen ciekawych partii gitarowych kawałek, który przypomina mi owy "Powerplant" Gamma Ray. To że Gloryhammer czerpie z twórczości Alestorm i nie da się tego ukryć. Wystarczy wsłuchać się w rozpędzony "The land of the unicorns", który pokazuje jak band błyszczy na tym albumie.  Echa helloween cy Gamma Ray można doszukać się w słodkim i energicznym "Power of the  laser dragon fire". To jest power metal z prawdziwego zdarzenia. Co ikra , co za lekkość i świeżość. Kto lubi dokonania Freedom Call ten doceni słodki power metal jaki wybrzmiewa w "Legandary Enchanted jetpack" i jest to kolejna petarda na płycie. Dalej mamy bardziej heavy metalowy "Gloryhammer" w którym band stara się iść ścieżką wydeptaną przez Sabaton czy Hammerfall. Znakomicie radzą sobie też w takich klimatach. Przebojowość jest tu wszechobecna i wylewa się hektolitrami z każdego kawałka, a najlepszym z nich jest słodki, nieco kiczowaty "Hootsforce". Świetna odpowiedź Gloryhammer na znakomity album Beast in Black.  Koniec płyty co raz bliżej. Otuchy dodaje nam melodyjny "Battle for Eternity", który przypomina dokonania Helloween czy Edguy. Gloryhammer zna się na rzeczy i wie jak grać oldschoolowy power metal. Jak przystało na płytę  górnej półki mamy też kolosa na koniec. Rozbudowany, pełen emocji, epicki "The fires of ancient cosmic destiny" to jeden z najlepszych takich kolosów ostatnich lat jeśli chodzi o power metal. Kawałek nie nudzi i bardzo szybko przelatuje, a dzieje się w nim sporo. Najlepsze jest to, że nie brakuje mu kopa ani też ciekawych urozmaiceń. Perełka.

Brakuje słów żeby opisać to co zrobił Gloryhammer. Takie albumy jak ten pokazują, że power metal się nie wypalił i wciąż może dostarczać fanom sporo frajdy. Niby jest tutaj hołd dla kultowych kapel, a z drugiej strony Gloryhammer ma swój styl i odświeża znany nam dobrze power metal. Wyrosła nam nowa gwiazda i teraz tylko można śledzić poczynania tej brytyjskiej formacji. Gorąco polecam, choć pewnie każdy ma swój rozum i bez mojej recenzji już dawno sięgnął po ten album. W końcu próbki Gloryhammer zapowiadały prawdziwy majstersztyk. To nie było kłamstwo.

Ocena: 10/10

10 komentarzy:

  1. No i wreszcie się zgadzam :) w pełni zasłużone 10/10. No i teraz niech ktoś spróbuje to przebić !!!!hehe. Na takie granie czekam i zawsze mój sprzęcior jest gotowy do boju. Od Rhapsody nic tak często nie wrzucałem do piekarnika jak to dzieło a zaledwie mam to od wczoraj. A już w zanadrzu wiem że wyszedł nowy WINGS OF DESTINY i mam 2 przesłuchania na bandcamp no no też ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie płyta mocno przeciętna niestety :/ Jest kilka killerów, ale jako całość nuży :/ Najbardziej zawodzi kolos na końcu płyty. Człowiek czeka na to obgryzając paluchy a tam ...zero pomysłu :( Najlepsza jest okładka, dawno nie widziałem czegoś równie dobrego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O gustach się nie dyskutuje. Po prostu słuchasz czego innego i tyle.Są wyznawcy Zenka Martyniuka i dla nich power to szatańskie pomioty (bo nie znają SLAYERA czy Credek)i tyle w temacie. W power wymiatają 10/10 podobnie ja Rhapsody of Fire czy Eternity's End. Nieraz się czuję jak pies który słyszy gwizdek niesłyszalny dla ludzkiego ucha, ja słyszę i słucham to co stworzyły te kapele a ludziska nawet jak maja pojęcie jako takie o metalu jakby byli głusi.Nie słyszą tej barwy mocy i kilku poziomów muzyki. W tle rozgrywa się wiele a ludzie tylko słyszą pierwszy plan i patataj :),i już ich odrzuca.No cóż jeden lubi ładne blondynki (brunetki też) a drugi grube i łyse byle nosiły glany. Taki świat i nikogo nie namawiam. Ja to słyszę i tyle. Właśnie rozpoczynam słuchać wielkiego powrotu DEMON'S and WIZARD -MOŻE BYĆ CIEKAWIE PO TYLU LATACH

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. eee tam, słucham właśnie takiej muzyki, ale po prostu Gloryhammer nie porywa mnie w całości, tyle :)

      Usuń
    2. Zgadzam się w 100%. Dla mnie to najlepsza płyta powermetalowa w tym roku (na te chwilę)

      Usuń
    3. Oj jest mocno i nie nudzi nawet po 10 przesłuchaniach. Ale już na horyzoncie jest i od dziś mam MAJESTICA . Mój stary znajomy (za czasów REIN XEED pisaliśmy do siebie z Tommym). Ciut się odchudził i wydał MAJESTICA. No i dobrze bo ostatni Rein był bez pomysłu. A tu proszę jest moc szybkość i znów na szczyty

      Usuń
  4. Sam sobie odpisuję:), ten Demons& Wizard to zremasterowana i odnowiona wersja 2 poprzednich a nowy album za rok :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Mega album, istna powermetalowa epopeja. Już poprzedni krążek był powermetalową patatjką ale tutaj panowie przeszli samych siebie i jest genialnie.

    OdpowiedzUsuń