piątek, 11 grudnia 2020

SATANS FALL - Final Day (2020)

 W ostatnim czasie jesteśmy zasypywani przez zespoły, które mieszają heavy metal i speed metal z lat 80. Co raz więcej mamy na rynku takich kapel i większość z nich to wartościowe zespoły, które naprawdę potrafią błyszczeć. Do tego grona można też dopisać fiński Satans Fall, który w tym roku wydał udany debiut w postaci "Final Day". Brzmi to troszkę jak mieszanka Enforcer i Scanner.

To co dostajemy na "Final day" to dobrze skrojony heavy metal z elementami speed i power metalu. Band kładzie nacisk na proste i chwytliwe motywy, a także przebojowe melodie. To przedkłada się na łatwy odbiór tej płyty. Oczywiście band kreuje klimat lat 80 i wychodzi im to naprawdę dobrze. Band napędza zgrany duet gitarowy i tutaj Tomi i Lassi wypadają bardzo dobrze. Jest chemia, jest zgranie i dobra technika. No i jest jeszcze wyrazisty i utalentowany wokalista Miika Kokko. To wszystko przedkłada się na jakość.

Należy też band pochwalić za świetną i klimatyczną okładkę i dobrze skonstruowane brzmienie w klimatach lat 80. Płytę otwiera dynamiczny "Forever Blind" i od razu można poczuć inspirację takimi kapelami jak Enforcer. Prosty i treściwy "Madness" zabiera nas w rejony klasycznego heavy metalu i można doszukać się elementów Iron Maiden. Dobrze wypada też przebojowy "They come alive" i nie przeszkadza tutaj nutki hard rocka. Troszkę odstaje stonowany "Retribution", który niczym specjalnym nie wyróżnia. Kolejny killer na płycie to bez wątpienia rozpędzony "Juggernaut" czy  podniosły "The flame keeper". Całość zamyka melodyjny "Final Day", choć i tutaj zabrakło mi elementu zaskoczenia.

Nie jest jeszcze to może idealne granie i płyta ponadczasowa. Jednak Satans Fall gra poukładany i przemyślany heavy/speed metal i czerpie dobre wzorce. Jest przebojowość i energia, a całość słucha się naprawdę przyjemnie. Czekam na kolejne ich dzieła i chętnie zobaczę co przyniesie przyszłość.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz