Pewnie nie jeden fan Helstar myślał sobie, że to już koniec tej kapeli. Ostatni album wydany w 2016r i potem sługa cisza. Wokalista James Rivera oraz gitarzysta Larry Barragan nie składają jeszcze broni. W 2024 r zaprosili do zespołu nowego gitarzystę Alana Deleon Jr i z nim przygotowano "the Devils masquerade" , który ukazał się 12 września za sprawą Massacre Records. To świetna kontynuacja tego co pokazali na "vampiro". Poziom równie podobny, więc jest uczta dla fanów power/thrash metalu.
Trzeba przyznać, że duet gitarowy tworzony przez Larrego i Alana sprawdza się dostarczając słuchaczowi mocnych i zadziornych riffów. Nie brakuje też chwytliwych melodii czy agresji. Momentami czuje się jakbym słuchał nowego dzieła metal church czy attacker. Oj panowie dają czadu. Nie byłoby mowy o Helstar, gdyby nie wokal James Rivera. Mimo swoich lat błyszczy i pokazuje, że jest żyjąca legendą. To właśnie jego głos odgrywa kluczową rolę w Helstar. Nowy album dostał najlepsza okładkę w dorobku Helstar i samo brzmienie również jest pełne agresji i mroku. Wszystko jest przemyślane i dopracowane. Materiał też dostarcza nie małe emocje.
Po odpaleniu płyty witam nas krótkie intro, a potem wkracza "the Devils masquerade". Uwagę przykuwa mroczny feeling, ryczące gitary i świetnie rozplanowany wokal Jamesa. Helstar w najlepszym wydaniu. Więcej thrash metalu dostajemy w agresywnym "stygian miracles". Jest ostro, mroczne i z pazurem. Helstar pokazuje, że wciąż ich stać na wysokiej klasy kompozycje. Co za piękne wejście gitar mamy w marszowym i bardziej epickim "carcass for a King". Pomysłowy motyw i świetnie rozplanowane aranżacje sprawiają, że ten kawałek jest jednym z najlepszych na płycie. Zniszczenie sieje też "the Staff of truth" i to się nazywa świetna mieszanka power metalu i thrash metalu. W podobnym dynamicznym tonie utrzymany jest "seek out your Sins". Band nie zwalnia i wciąż utrzymuje wysoki poziom. Bardzo fajnie buja melodyjny "the Black wall" i kocham takie dźwięki. Ta praca gitar i wokal potrafią przyprawić o dreszcze. Można też delektować się przesiąknięty heavy metalem lat 80 "suerte de muleta" który brzmi jak instrumentalne kawałki iron maiden. Mocna rzecz. Płytę zamyka " i am the way" i to jest killer z prawdziwego zdarzenia. Agresywny riff, szybkie tempo i bije z tego niezwykła moc. Jakieś echa Black metal czy judas priest z czasów "painkiller" można uświadczyć. Wiem jedno. Prawdziwa perełka i jeden z najważniejszych momentów na płycie.
Helstar długo pracował nad nowym albumem, ale nie zmarnował tego czasu. Faktycznie przygotował jedną z najważniejszych płyt w swoim dorobku. Kto wie, może to i nawet najlepszych ich album. Brzmi to obłędnie i ciężko wytknąć jakiś słaby punkt " the Devils masquerade". Helstar pokazał, że jest to marka która jeszcze stać na wielki album. Miła niespodzianka.
Ocena 9.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz