Centurion to dobra nazwa
dla zespołu metalowego. Metal to wojna, a przecież w starożytnym
Rzymie były jednostki taktyczne legionu zajmujące się ochroną
centurii. Można rzec że nazwa znakomicie pasuje do heavy metalu i
nic dziwnego skoro jest kilka kapel o takiej nazwie. Jednym z tych
godnych uwagi jest ten amerykański grający heavy metal z różnymi
smaczkami, który przypomina twórczość Manilla Road,
Metal Church, a przede wszystkim Black Sabbath. Choć kapela ta
założona w 1984 nie dała się poznać szerszej publiczności to
jednak warto zapamiętać sobie ich jedyny debiutancki album w
postaci „Cross And Black”.
Już tytuł potrafi
znakomicie przywołać skojarzenia z Black Sabbath. Zapał nieco
ostudza kiczowata okładka, ale zespół nadrabia w innych
kategoriach. Weźmy choćby ich ciekawy styl. Używam słowo ciekawy
bo mamy tutaj heavy metal, mamy tutaj coś z rocka lat 70, troszkę
amerykańskiego power metalu, epicki charakter i klimat doom metalu.
Taka mieszanka czyni ten zespół godnym uwagi i wysłuchania,
zwłaszcza że nagrali tylko jeden album. Surowe, nieco takie doom
metalowe brzmienie świetnie komponuje się z stylem zespołu.
Wokalista Danny Grandina swoim śpiewem w niektórych momentach
potrafi przypomnieć Ozziego co słychać już w otwierającym „The
End Of Tommorow”. Jednak wokal tutaj nie gra pierwszych
Skrzypców. Jeśli już to klimat, a potem same kompozycje,
ich wykonanie. To w jaki sposób potrafią wzbudzić emocje i
przyciągnąć swoją uwagę. To właśnie konstrukcja i popisy
gitarowe Dave'a Feltona przesądziły o solidnym materiale. Dave
tutaj nie poprzestaje na jednej melodii czy motywie. Z jego strony
można dość szybko dostrzec dopracowanie i urozmaicenie. Mamy
ocierający się o hard rock „Rebels Freed”, nawiązujący
nieco do NWOBHM „In the Night” czy
też bardziej power metalowego kawałki w postaci „Dark
World”
czy „The Power”. Mroczny
klimat doom metalu jest wszędobylski,a najbardziej daje o sobie znać
w „Cross And Black”
czy „Centurion”.
Nie
udało się przebić przez silną konkurencję, ani też wydobyć ze
świata podziemnego amerykańskiemu Centurion. Udało się zostawić
solidny album utrzymany w stylistyce heavy metalowej z wpływami
rocka lat 70, czy doom metalu. Miłym dodatkiem są wyraźne
odniesienia do Black Sabbath. Płyta warta posłuchania to na pewno.
Ocena:
7/10
Ciekawy blog. Ogólnie nie jestem fanem metalu ale widać, że prowadzisz go sumiennie i porządnie. Życzę sukcesów.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Kulnaro o kulturze
Dziękuje za ciepłe słowo. Zawsze to miła nagroda za ową pracowitość :D Pozdrawiam :D
UsuńTylko pogratulowac takich fanów :P Możesz sobie teraz odpowiedzieć w którą stronę to wszystko zmierza hehe...
OdpowiedzUsuńCenturion oczywiście płyta dobra, ale tutaj żadnej Manilli czy Church nie ma, raczej Angel Witch i Tygers Of Pan Tang, zresztą gra Feltona jako żywo przypomina riffy Robba Weira. "Streetbeater" judasowy z kolei. Polecam sięgnąć do drugiej linii klasyków NWOBHM, a nie tam szukać jakiejś piątej wody po kisielu typu Black Widow, którzy nie mogli się zdecydować co chcą grać: bluesowy hard rock czy punkowy power/speed.