niedziela, 21 lipca 2013

POWERWOLF - Preachers Of The Night (2013)

Bestia jest głodna. Bestia, która ma kły, jest drapieżna i nie bierze jeńców. By móc egzystować pośród nas musi pożywiać się ludzkim ciałem, musi mieć wiernych wyznawców bestii. Znamy już schemat działania bestii, bo przecież grasuje czyhając na nowe ofiary już od 10 lat. Rodowód niemiecki sprawia, że bestia jest waleczna, drapieżna i nieznająca litości. Solidność i perfekcja to jej cechy, które można przypisać innym z tego rejonu. Bestia zwie się Powerwolf i już dzisiaj każdy zna tą nazwę. Marka sama w sobie. Lata ciężkiej pracy opłaciły się, bowiem mamy jeden z najbardziej rozpoznawalnych potworów heavy metalowego świata, który wypracował swój własny, rozpoznawalny styl. Krzyże, wilkołaki, nawiązania do chrześcijaństwa to symbole naszej bestii i znak rozpoznawczy, który działa jak ostrzeżenie dla nie wiernych czy też słabeuszy, którzy nie chcą konfrontować się z bestią. Czyżby lęk przed infekcją? Pierwszy atak Powerwolf w postaci „Return In Bloodred” był niezbyt przemyślany i jakby niedopracowany w szczegółach. Jednak nasza bestia niczym doskonały myśliwy ulepszyła swój sposób atakowania. Już kolejne ataki w postaci „Lupus Dei” czy „Bible Of The best” przyniosły nie powtarzalny sukces. Tak o to mało znana komu kapela Powerwolf stała się jedną z najlepszych w swoim gatunku. Wizerunek nawiązujący do mnichów, do kapłanów, tematyka o wilkołakach i chrześcijaństwie podziała na fanów heavy/power metalu jak magnes. Z czasem jednak co raz ciężej zaskoczyć swoje ofiary. Wdziera się rutyna, tudzież nawet zjadanie własnego ogona. Dla jednych bestia przestała wzbudzać strach, a zaczęła wzbudzać śmiech i zobojętnienie. Czy kolejny atak bestii w postaci „Preachers Of The Night” który miał stosunkowo nie dawno sprawił że fani heavy/power metal oddali hołd bestii czy może wygrało poczucie rutyny i dostania tego samego?

Powerwolf stał się jednym z nie wielu kapel, która ma swój nie powtarzalny styl. Attila Dorn o operowym głosie, Flak Schlegel, który swoimi organami tworzy mroczny, kościelny klimat, a bracia Greywolf wygrywają melodyjne, energiczne partie gitarowe, tego nie da się zastąpić. To właśnie decyduje o wyjątkowości kapeli. Swoją oryginalność kapela zawdzięcza tematyce, a także wizerunkowi. Bestia zaistniała dzięki ciekawemu stylowi, który jest jakby nowym spojrzeniem na power metal. Taki wizerunek mi odpowiada jak najbardziej. Ciekawe wpasowane klawisze, niemieckie riffy ocierające się o Running Wild, momentami o Gamma Ray( na nowym albumie to słychać w „Secrets Of The Secristy”). Taka formuła sprawdza się tylko pytanie na jak długo. Bestia na trzech ostatnich wydawnictwach była niezwyciężalna. Na „Preachers of The Night” kły nieco się stępiły, a atak nie jest już tak zaskakujący jak wcześniej. Jednak próby urozmaicenia i zaskoczenia można uznać za godne pochwały. Tu raz chęć stworzenia podniosłego wydźwięku jak w przypadku „Coleus Sanctus” , to pójście w hard rockowe rejony („ Secred & Wild”), czy w końcu odejście w stronę mrocznego, epickiego grania („Kreuzfeuer”) . Takie urozmaicenie i próba zaskoczenia jest jak najbardziej na plus. To, że w nie których momentach poziom nieco spada, to że ulatuje przebojowość znana z poprzednich trzech albumów to już inna kwestia. Choć styl i wysoki poziom grania pozostał to jednak Powerwolf tym razem jakby przykręcił kurek z przebojowością i to niestety słychać. Jednakże hitów jest przynajmniej kilka i śmiało można do nich zaliczyć „Amen and Attack” , szybki „In The Name Of God”, rytmiczny „Nochnoi Dozor” i energiczny „Lust For Blood”, który zaliczam do tych najlepszych kawałków z płyty. Tak powinno się grać power metal.

Polowanie w tym roku można uznać za udane. Bestia zaatakowała znów w swoim stylu. Dynamicznie i z prawdziwą heavy metalową mocą. Kolejny jeńcy wzięci i kolejne spustoszenie zostało dokonane. Choć zwinność i poziom ataku nieco uległ osłabnięciu na przestrzeni lat, to jednak to jest wciąż ta sama niemiecka bestia, która nie zna litości, która zna się na rzeczy i wciąż pozostaje sobą. Może „Preachers Of The Night” jest słabszy od 3 poprzednich albumów to jednak warto znać ten krążek.Pytanie czy dobra passa Powerwolf będzie tak trwać przez długie lata?

Ocena: 8/10

6 komentarzy:

  1. Ocena adekwatna. W Top 10 chyba jednak płytka sięznajdzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jest źle...AVE POWERWOLF!!! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak kapela trzyma poziom:D Na niemieckich kapelach raczej mi nie zdarza się zawieść :D Ciekawe jak długo powerwolf utrzyma taki poziom? :D

      Usuń
    2. Oby nigdy. :D
      Teraz mogliby wypromować nowy album na koncertach w Polandii. ;)

      Usuń
  3. En que diablos stan ablando

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham ten album, słuchałem go już dziesiątki razy, te teksty są tak idiotycznie infantylne, że aż chce się włączać ciągle repeat :) :) doskonałe arcydzieło power metalu!

    OdpowiedzUsuń