Grecki klon Gamma Ray i
Helloween o nazwie Emerald Sun wraca i to z podwojoną siłą. Zespół
przeanalizował swój styl, swoje pomysły, odczekano z
wydaniem nowego albumu i czas okazał się tutaj największą bronią.
To właśnie przerwa licząca 4 lata pozwoliła im zebrać nowych
muzyków, przetasować troszkę skład i przemyśleć pewne
kwestie w sprawie materiału. Jasne zespół dalej został przy
heavy/power metalu w stylu Hammefall, Gamma ray czy Helloween, co nie
oznacza że popadli w totalne klonowanie i nie dając nic z siebie.
Jednak najważniejsze jest to, że Emerald Sun podszkolił się w
sferze komponowania hitów. To jest właśnie to co sprawiło,
że najnowszy album „Metal Dome” to jeden z najlepszych albumów
greckiej formacji.
Klasyczna okładka z
motywem zamku otoczonego chmurami jest tutaj wymowne i oddające
wiele znanych nam okładek choćby Dark Moor czy Hammerfall. Bardzo
przemyślany chwyt i spełnia swoją rolę. Zespół zadbał
również o to by brzmienie albumu było soczyste i zarazem
ostre niczym brzytwa. Kawał dobrej roboty i każdy riff, każda
melodia brzmi czysto i w dodatku potrafi dodać kopa. Zresztą już
otwierający „Screamers in the Night” daje nam
poczuć moc jaka emanuje z tego wydawnictwa. Sam utwór to
kwintesencja power metalu lat 90. Stary Helloween daje o sobie znać,
ale również coś z takich kapel jak Black Majesty czy też
Bloodbound. Od samego początku mocnym punktem w tym zespole jest
wokalista Stellios, który ma coś z Urbana Breeda czy Micheala
Kiske. Panuje nad swoimi wysokimi rejestrami i emocjami, dzięki
czemu utwory są składne i zapadające w pamięci. Dobrze to
przedstawia choćby epicki „Metal Dome”, który
zabiera nas w rejony Hammerfall i innych true metalowych bandów
pokroju Manowar. „Black Pearl” to przykład rasowej
petardy power metalowej, która ma nas przyprawić o szybsze
bicie serca. Dalej mamy bardziej rozbudowany „Freedom Call”.
Jest nutka rocka i komercji, ale wciąż jest to solidne granie.
Duet gitarowy stworzony przez Johniego i Paula zadowoli maniaków
popisów gitarowych z lat 80/90, kiedy to liczyła się ikra,
pomysłowość i zaskoczenie. Panowie stawiają na lekkość i
przebojowość. Znakomicie ten stan rzeczy odzwierciedla „Racing
with The destiny” czy „dust and Bones”.
Nie mogło zabraknąć na tej płycie lekkiej i wzruszającej
balladzie i „More Reflections” sprawdza się tutaj
idealnie. Kolejnym hitem na płycie jest rytmiczny „Blood on
Your name”, który utrzymany jest w stylistyce
melodyjnego heavy metalu. Zespół znakomicie wykorzystuje
klawisze w swojej muzyce, które nie dominują nad pozostałymi
częściami składowymi. W „Legacy of Night”
dobrze wykorzystano klawisze i sprawiły że utwór jest jednym
z najlepszych kawałków na płycie.
Właściwie mamy do
czynienia z dopracowaną płytą, która niszczy nie tylko
swoim przemyślanym i zgranym materiałem, ale wykonaniem i
produkcją. Emerald Sun mimo dłuższej przerwy, mimo zmian w
składzie powrócił do świata żywych i to w jakim stylu.
„Metal Dome” to pozycja obowiązkowa dla fanów Helloween i
Gamma Ray, a także wszelakiego melodyjnego heavy/power metalu.
Wielki powrót Emerald Sun.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz