sobota, 11 lipca 2015

SOLDIER - Defiant (2015)

Wielka Brytania kryje wiele kapel, które zrodziły się w latach 80, lecz dopiero od niedawna tak naprawdę świat może obcować z ich muzyką. Jednym z takich zespołów jest Soldier. W 1979 r powstał z inicjatywy Iana Dicka, który do dzisiaj pełni rolę gitarzysty. Na początku lat 80 zespół się rozpadł nie wydając właściwie nic poza demami i albumem koncertowym. Dopiero w 2005 roku wydali debiutancki album zatytułowany „Sins of the Warrior”. Po 8 latach wydali „Dogs of War” i to był dowód na to, że panowie wrócili na dobre. Teraz w tym roku postanowili wydać kolejny album w postaci „Defiant”, który pokaże że w dzisiejszych czasach można grać mieszankę hard rocka, heavy metalu i NWOBHM w klasycznym wydaniu.

Na próżno szukać w muzyce tej kapeli nutki oryginalności, czegoś co zwali nas z nóg i przejdzie do historii brytyjskiego metalu. Oni mają całkiem inne priorytety. Panowie chcą nam przypominać lata 80 i NWOBHM za pomocą swoich riffów i melodii. Wokalista Richard Frost też manierą przypomina Bruce'a Dickinsona, tak więc i doznania podczas słuchania nowego dzieła są znacznie większe. Nie pasuje do całości i do zawartości frontowa okładka, która sugeruje thrash metal czy death metal. Z nią właściwie jest tylko związane przybrudzone brzmienie niczym wyjęte ze starych płyt Metal Church czy Accept. Ma to swój urok, ale co najlepsze świetnie to współgra z mrocznym klimatem wydawnictwa. Richard swoim wokalem potrafi oczarować i wciągnąć nas w ten ponury świat. 10 utworów wypełnia to wydawnictwo i zaczyna się od najdłuższego utworu na płycie czyli „Conquistador”. Świetne wprowadzenie w klimat płyty i zaprezentowanie poziomu samej muzyki. Zespół w dość pomysłowy sposób nawiązuje do „The X factor” Iron Maiden. Dzieje się sporo, a nutka progresywności do daje tylko uroku. Proste granie pod żelazną dziewicą mamy w chwytliwym „Leaving”. Sporo niemieckiego heavy metalu lat 80 i Accept mamy w toporniejszym „Kill or Cure”, ale to wciąż heavy na wysokim poziomie. Mieszanka NWOBHM i hard rocka mamy w luźnym „Fight or Fall”. Zespół nie ma też problemów stworzyć utwór w którym są echa Motorhead i właśnie taki jest rytmiczny „Dead mans Curve”. Końcówka płyta również klimatyczna i tutaj dostajemy mroczny „A Light to see the darkness” i bardziej progresywny „Defiant”.

O „Defiant” można powiedzieć wiele, ale najważniejsze jest to, że jest to solidna płyta utrzymana w klimatach NWOBHM. Przemawiają przez nią lata 80 i stare płyty Iron Maiden,czy Angel Witch. Mroczny klimat nieco przytłacza i zabija przebojowość w muzyce Brytyjczyków. Nie można jednak zbyt wcześnie skreślić „Defiant”, bo to solidny album stworzony przez doświadczony zespół, który żyje latami 80.

Ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz