czwartek, 9 lipca 2015

ZANDELLE - Perseverance (2015)

Kiedy mówi się o amerykańskim power metalu to z pewnością nie można w rozrachunku pominąć Zandelle. Ta kapela bardziej stara się brzmieć europejsko, choć nie zmienia to faktu, że przyczynili się do umocnienia power metalu na rynku amerykańskim. Zandelle to właściwie band, który może pochwalić się niezłym dorobkiem płytowym, doświadczeniem na scenie i przede wszystkim umiejętnością stworzenia muzyki, która pogodzi fanów Judas Priest, Iron Maiden, Helloween, Fates Warning, czy Iced Earth. W roku 2009 wydali znakomity „Flames of Rage” i to był ostatni przejaw aktywności zespołu. Pojawiły się zmiany w składzie i pewne zawirowania, ale teraz po 6 latach Zandelle wraca z nowym albumem „Perseverance” i z pewnością jest to świetna wycieczka do korzeni twórczości zespołu i podsumowanie tych świetnych lat na rynku muzycznym. A co dokładnie nas czeka podczas odsłuchu najnowszego dzieła amerykanów?

Z pewnością zespół nie osiadł na laurach i nie poszedł najprostszą drogą nagrywając po prostu kolejny album. Panowie podeszli do tematu z powagą i zapałem. Postanowili nagrać album godny tych 6 lat oczekiwania. Dopracowano każdy szczegół. Okładka mroczna, ale klimatyczna, a co najważniejsza wpisuje się w kanon amerykańskiego Power metalu. Z brzmienie jest analogicznie. Jednak zmiany względem ostatnich dzieł można wychwycić. Zespół jest bardziej dojrzały i bardziej zgrany. Nowi gitarzyści wnieśli powiew świeżości i słychać że znają się na swojej robocie. W każdym utworze jest pełno atrakcyjnych popisów gitarowych, momentami ocierających się o neoklasyczne zagrywki. Dzieje się sporo i fani ciekawych riffów i złożonych solówek będą w siódmym niebie i to wam gwarantuje. Goerge Tsalikis to kolejny bohater tej płyty. Jego wokale przywołują namyśl największych wokalistów pokroju Dickinson czy Geoff Tate. To przedkłada się na jakość nowego wydawnictwa. Skoro technicznie album niszczy obiekty, to jak to jest w końcu z samymi kompozycjami? „Resurgence” to właśnie przykład tych neoklasycznych akcentów i to instrumentalne intro właśnie jest pełno tych smaczków. Po epickim wejściu zespół przechodzi do konkretów i „Unending Fortitude” to power metal najwyższych lotów. Jest podniosłość, są klawisze, które tworzą odpowiednie tło. Mocny riff i chwytliwy refren zdały tutaj egzamin. Nie brakuje tutaj ciekawych pomysłów i jednym z takich najciekawszych jest partia basowa w „Lycanthrope”. Jest epicki wydźwięk i jest power metal pełną gębą. W „Shadow Slaves” jest nutka progresywności i true metalu w stylu Manowar, czyli jednym słowem ciekawa mieszanka stylów. Jednym z najciekawszych utworów na płycie jest bez wątpienia „End Game”, który nie tylko pokazuje fascynację i zamiłowanie zespołu europejskim power metalem, ale też neoklasycznym spod znaku Yngwiego Malmsteena. To jest właśnie idealny przykład potencjału jaki drzemie w tym zespole. Znają się na swoim fachu i wiedzą jak zadowolić swoich fanów. Więcej emocji i mrocznego klimatu mamy w „Innocence Lost”, gdzie Iron Maiden spotyka Metal Church. „Midnight Reign” bardziej rycerski, bardziej w stylu Gamma Ray czy Rhapsody, ale ma to swój urok. Też sporo wnosi do muzyki Zandelle klawiszowiec Josh, który nadaję całości nutki progresywności i buduje nieco futurystyczny styl. Dobrze to uchwycono w „Persevence” czy zamykającym kolosie w postaci „Revengeance”.

Troszkę przyszło nam poczekać na nowe dzieło Zandelle, ale z pewnością zespół nie zmarnował swojego czasu i nie zaprzepaścił szansy powrotu na szczyty. Nowy album to właściwie wycieczka do korzeni, to soczysty, nieco przybrudzony, agresywny power metal, który zadowoli najbardziej wybrednych słuchaczy. Miło, że Zandelle wciąż się trzyma i nagrywa bardzo dobre albumy. W końcu to jeden z najlepszych amerykańskich bandów grających tą odmianę heavy metalu. Polecam.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz