niedziela, 5 lipca 2015

POWERWOLF - Blessed and Possessed (2015)

Weź biblię i zacznij się modlić, weź krucyfiks unieś wysoko, śpiewaj głośno alleluja i niechaj słowo to rozbrzmi w waszych domach. Chwalebny dzień premiery nowego albumu Powerwolf nadchodzi. Radujmy się to wieścią zwłaszcza, że jest to kolejne udany rozdział w historii Powerwolf. Ta niemiecka Bestia zrodziła się w 2003 roku i tamtego czasu regularnie grasuje i sukcesywnie zbiera swoje łowy. Choć początki nie były zbyt udane i raczej zapowiadał się kolejny band, który raczej nie znajdzie swojego miejsca. Szybko jednak dokonano ulepszeń i stworzony styl, który nie da się podrobić. Kościelne organy, operowy głos Atilli, tematyka ocierające się o chrześcijaństwo, piekło czy tematykę poruszającego samego diabła. Najbardziej jednak na myśl przychodzą wilkołaki i to jest ich znak rozpoznawczy. Jedni doszukują się znamion Sabaton, jeszcze inni Running Wild czy też nawet Bloodbound. Jednak Powerwolf jest jedyny w swoim rodzaju i trzeba oddać że jest to jedna z najlepszych formacji heavy/power metalowych jakie mamy na rynku. Kiedyś trendy wyznaczały takie bandy jak Helloween, Gamma Ray czy Stratovarius, a dzisiaj można odnieść wrażenie, że niemiecki Powerwolf jest takim bandem, taką potęgą power metalu naszych czasów. Szósty album „Blessed and possessed” to już piąty album z tym samym patentem, z tym samym stylem i pomysłem. Nie ma nic nowego i co ciekawego mimo tego udało się znów nagrać niemal perfekcyjny album, który umacnia pozycję tego zespołu jeszcze bardziej. Czy to błogosławieństwo czy przekleństwo?

Zespół balansuje na granicy dobrego smaku. Jednym fanom nie koniecznie musi się podobać zjadanie własnego ogona, czy też podanie niemal tego samego. Z kolei ja będę za tym, że zespół grał jak najdłużej w takim stylu. Mało kto dzisiaj tak gra jak Powerwolf. Nie chodzi już o te kościelne motywy, o wstawki łaciny, o organy kościelne czy masa innych urozmaiceń. Po prostu bracia Greywolf to machina, która dostarcza sporo energicznych i atrakcyjnych solówek na miarę wielkich duetów. Tego chce się chce słuchać i nigdy się nie nudzi. Niby nic nowego, niby brzmi to wszystko podobnie, ale są emocje, jest energia. Najważniejsze jest to, że to wszystko ma znamiona przebojowości. Tak więc przebój goni przebój jak na starych płytach Iron Maiden. Krótkie kawałki to ich domena i nie ma sensu to zmieniać. Od początku do końca jest szybko, energicznie, przebojowo i do przodu. Nie ma czasu na smęty, choć nie brakuje urozmaicenia i elementu zaskoczenia. Można odnieść wrażenie, że tym razem Powerwolf starał się pokazać jakby więcej power metalu a to cieszy. Właściwie mimo sprawdzonej formuły nie ma mowy o nudzie i męczenie słuchacza. Kto by pomyślał, że to jest realne po tylu albumach z takich patentem? A jednak te triki wciąż działają i znów jest magia na płycie. Może panowie sprzedali dusze diabłu? Tytuł płyty idealnie oddaje to że zespół jest tak świetny w tym co robi, że ten ich styl to błogosławieństwo i zarazem przekleństwo. Co ciekawe nie ma zmian jeśli chodzi o koncepcje okładek, brzmienie czy całą resztę. Wszystko przerysowano, a zmieniono właściwie pomysły na utwory i motywy. Tak więc nie ma większego zaskoczenia, czy tez drastycznych zmian. Do rzeczy. Zaczyna się tradycyjnie bo od mocnego uderzenia. Szybki i energiczny „Blessed and Possed” to strzał w dziesiątkę. Bracia Greywolf jakby stawiają na nieco dłuższe solówki co bardzo cieszy. Jest też więcej power metalu w tym, a to też dobry znak. Tak poza tym to właściwie typowy Powerwolf z okresu „Bible of the Beast”. Coś z Gamma Ray czy Helloween można uchwycić bodajże w najszybszym utworze Niemców ever czyli „Dead until Dark”. Tutaj zespół jakby nas zabrał w rejony „Blood Of The Saints”. Kolejny wielki przebój zespoły to świetny „Army of the Night”, który oczywiście promował album. Do niego nakręcono klimatyczny klip, który ma powiew grozy. To jest właśnie potęga tego zespołu, a mianowicie tworzenie hitów niczym Iron Maiden czy wiele innych potęg muzyki heavy metalowej. Na tym Powerwolf zbudował swoje imperium i stąd czerpie swoją siłę. Dalej mamy nieco marszowy, nieco może hard rockowy, ale z pewnością równie atrakcyjny „Armata Strigoi”. Pierwszym takim zaskoczeniem jak dla mnie jest „We are the wild”. Tutaj zespół zwalnia, stawia nas porwać klimatem, nutką epickości czy rytmicznymi przejściami. Gdzieś w refrenie nasuwają się klasyki niemieckiego metalu jak Running Wild czy Accept. Utwór idealnie na koncert i zabawę z fanami. Wróćmy do power metalu, a tego tutaj nie brakuje. Wystarczy odpalić genialny „Higher than Heaven”, który ukazuje że Powerwolf to potęga power metalu i obecnie jeden z najlepszych bandów w tej dziedzinie. W podobnej stylizacji utrzymany jest żywiołowy „Christ & Combat” i choć brzmi to podobnie jak nie jeden utwór z „Blood of The Saints', to i tak robi to ogromne wrażenie. Więcej urozmaicenia i ciekawych przejść mamy w epickim „Sanctus Dominus”, który brzmi nieco jak zagubiony track z poprzedniego wydawnictwa. Kolejnym wielkim hitem z tej płyty jest również „All You Can Bleed”. Z takiej pomysłowości słynie Powerwolf, tylko oni tak potrafią się bawić rytmiką. Ciekawe rozegrany i zaśpiewany motyw zwrotek i cała konstrukcja jest tutaj godna oklasków. Tak powinien brzmieć power metal naszych czasów. A na koniec tradycyjnie bardziej klimatyczny kawałek, który kończy wycie wilków i odgłosy paskudnej pogody. Tak „Let there be light” to dobry utwór na podsumowanie tego dzieła.

Kto jak kto, ale Powerwolf to maszyna do robienia świetnych płyt. To band, który niczym asy z rękawa sypie przebojami. Ich płyty trwają po 45 minut, mają podobny styl, konstrukcję i zarys tematyczny. Każdy album jest podobny do siebie, ale w sumie dzięki temu dostajemy to co chcemy. Co najważniejsze na najwyższym poziomie. Póki to wszystko zdaje egzamin i mamy jedyny w swoim rodzaju Powerwolf, który gra power metal naszych czasów to po co to zmieniać? Tak jak wskazuje tytuł to jest ich błogosławieństwo i zarazem przekleństwo. Stworzyli ciekawy styl, świeży i jedyny w swoim rodzaju, szkoda jest na swój sposób ograniczony. Zespół próbując coś zmienić, straci swój styl i jakość. Tak więc póki co zostaje jak najdłużej wytrwać w tym stylu i na tym poziomie. Póki co to się udaje i oby tak było jak najdłużej. Teraz czas na to by słuchać i głosić dobre słowo na świecie, że Powerwolf nagrał świetny album. Czy ktoś w to jednak wątpił?

Ocena: 9.5/10

8 komentarzy:

  1. Zawsze się zastanawiałem, jak tak szybko piszesz recenzje, skoro płyty jeszcze wydane nie zostały ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no odpowiedź jest prosta :D Mam układy z wytwórniami i dostaje płyty znacznie szybciej, czasami nawet grubo ponad miesiąc :D Już od kilku dni wałkuje nowy Powerwolf :D z wiele płyty dostaje szybciej :D np teraz jeszcze słucham Xandria, hammercult i wiele innych :D

      Usuń
    2. To graty w takim razie, ja na razie jedną płytkę do recki dostałem od mocno undergroundowego zespołu, trzeba się zabrać do roboty w tej kwestii :D

      Usuń
  2. MX,nasz Mistrz metalowej recenzji jest szybszy niż Speedy Gonzales,ale najważniejsze,że te recki w większości pokrywają się z heavy rzeczywistością. ;)
    Oby i tym razem tak było. CHEERS Luk!!! *BEER* ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :D Jeśli poprzednie płyty Ci się podobały to i ta Ci się spodoba :D Powerwolf niszczy :D Pozdrawiam :D

      Usuń
  3. Rzeczywiście, od początku jest mocno i konkretnie, ale szybko przychodzi nuda i powtarzalność; tak że zjadanie ogona, o którym piszesz, to już chyba nie tylko z płyty na płytę, ale wręcz z utworu na utwór.
    Dobrze za to, że wzięli na warsztat cudze piosenki - najlepiej wyszły im, moim zdaniem "Conquistadores", "The Evil That Men Do" i "Night Crawler". Najwyraźniej jednak wytwórnia nie podesłała Ci rozszerzonego wydania, skoro w twojej recenzji nie ma nic o coverach.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. No dziwne byłoby gdybym dostał mc czy dwa mc wczesniej przed premierą rozszerzoną wersję :P ale covery znam jak najbardziej :D i zgadzam się z każdego zrobili coś włąsnego i brzmi to jakby to były ich nowe własne kawałki. Rzadko kiedy covery nabierają nowej jakości, a tutaj udało się to. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń