Herbie Langhans jest
obecnie znany dzięki power metalowej formacji Sinbreed, ale tak
naprawdę w metalowym światku zaistniał dzięki kapeli Seventh
Avenue. Była to formacja, która działała w okresie 1989 –
2012. Dorobili się 6 albumów i zapisali w historii power
metalu. Wielu postrzega ten band jako brat bliźniak Gamma Ray i w
sumie to nie jest takie odległe skojarzenie. Obie kapele
charakteryzuje podobny styl, podobna konstrukcja utworów i
śpiew wokalistów. W dodatku obie stawiają na szybkość,
agresję i przebojowość. Seventh Avenue podobnie jak Gamma Ray
stawia na złożone i chwytliwe solówki i mocne riffy. Oprócz
skojarzeń z Gamma Ray pojawiają się też wyraźne cytaty wyjęte z
twórczości Running Wild czy Helloween. Pierwotnie działali
pod nazwą The Preachers i w 1991 r wydali „Way to Paradise” i na
gruzach tego bandu powstał wspomniany wcześniej Seventh Avenue. W
1995 roku kapela Herbiego wydała swój pierwszy album w
postaci „Rainbowland”.
Nie do końca przemawia
nijaka i troszkę kiczowata okładka, ale na szczęście to jest
najmniej istotna rzecz. Zadbano o solidne, soczyste brzmienie, które
nadaje całości odpowiedniej mocy i klimatu. Można się poczuć jak
przy pierwszych płytach Gamma Ray. Pierwsze skrzypce w zespole gra
Herbie, który pełni rolę wokalisty i gitarzysty. Śpiewa
ostro i melodyjnie, stawiając bardziej na specyfikę niż na
technikę. Słychać wpływy Kaia Hansena. Wokalnie ten album jest
udany, ale Herbie dopiero właściwie się rozwijał i do końca nie
okiełznał swojego głosu. Od strony riffów, solówek
to też album nie zawodzi. Od samego początku do samego końca płyta
trzyma w napięciu i dostarcza nam naprawdę chwytliwych i godnych
uwagi melodii czy też motywów. Choć zespół nie
tworzy tutaj nic nowego i można mówić o wtórnym
materiale, to i tak słucha się tego z wypiekami na twarzy. To jest
właśni power metal prosty i pomysłowy zagrany prosto z serca.
Płyta mimo jasno określonego stylu jest urozmaicona. Bardzo dobrze
to pokazuje energiczny, ocierający się momentami o thrash metal
„Pray”, power metalowy „Rainbowland”
, który jest przesiąknięty Gamma ray oraz nowa wersja „Way
to paradise”, który ma bliżej do twórczości
Running Wild. Te 3 kawałki dobrze odzwierciedlają owe
zróżnicowanie. Warto wspomnieć, że „Way to paradise”
powstał jeszcze w czasie działania The preachers. Zespół w
porównaniu do innych kapel power metalowych trzymał się z
dala od tematyki fantasy i stawiał na tematykę chrześcijańską.
Herbie chciał przez muzykę sławić Boga i miłość do niego. Póki
muzyka jest dobra i wartościowa to takie teksty nie są żadną
wadą. To jest debiut Seventh Avenue i nie wszystkie pomysły są
trafione i nie ma tak że wszystko jest trafione i na wysokim
poziomie. Taką wtopą jest bez wątpienia „On The Road
Again”. Nutka Metal Church czy charakteru thrash metalowego
pojawia się w agresywnym i nieco przybrudzonym „Rest in
Peace”. Płytę przede wszystkim napędzają takie petardy
jak „Die”. Nie zabrakło też typowej niemieckiej
toporności, która jest motorem napędowym „Love
Goes”. Na koniec chciałbym wspomnieć o nieco
przekombinowanym „Prince of Peace”, który ma
pewne cechy rapu i mniej metalowych gatunków. To pokazuje, że
zespół chciał urozmaicić swój album. Nie do końca
wszystko poszło po ich myśli.
Debiut Seventh Avenue nie
jest idealny, nie jest wypełniaczy, ale przemyca kilka naprawdę
udanych i godnych uwagi kawałków. Najważniejsze, że tym
albumem rozpoczęła się przygoda Seventh Avenue. Pokazali, że
grać potrafią i że mają potencjał. Było jednak wiadomo, że
stać ich na więcej co z reszta udowodnili na następnych płytach.
„Rainbowland” to tylko kawał dobrego rzemiosła i w sumie nic
ponadto.
Ocena: 6/10
Mało który debiut był 10/10 ;)
OdpowiedzUsuń