Do grona tych
najciekawszych albumów Seventh Avenue należy wymienić dobrze
rozpoznawalny przez fanów power metalu „South Gate”.
Okładka w stylu s-f, nieco zgładzone brzmienie i odpowiednia
stylizacja sprawiają, że ten album już kojarzy się nie tylko z
Gamma Ray. Running Wild, Helloween ale też Gaia Epicus. Ten krążek
wydany został w 1998 roku już w nieco innym składzie, ale wciąż
pokazywał to co najlepsze w zespole i tylko potwierdzał, że trzeba
się z nimi liczyć na power metalowym podwórku.
Zespół zasilił
nowy perkusista Mike Pfluger, który znakomicie zaprezentował
swoje umiejętności na „Southgate”. Pojawił się też po raz
pierwszy drugi gitarzysty tj Andi Gutjahr. Od razu pojawiła się
większa przestrzeń w sferze partii gitarowych. Zespół dalej
kontynuuje to co zaprezentował na „Tales of Tales” i nie próbuje
zmieniać swojego wypracowanego stylu. Można dostrzec tylko
kosmetyczne zmiany, jak choćby bardziej zróżnicowanie
solówki i jakby większy element zaskoczenia w tym aspekcie.
Płyta jest bardzo melodyjna, zróżnicowana i dobrze
przyrządzano. Nie ma miejsca tu na nudę i przewidywalność. Cały
czas się coś dzieje i każdy utwór potrafi dostarczyć nam
prawdziwej frajdy. Można z pewnością dyskutować nad formą i
długością materiału, czy ponad godzinny materiał to nie za dużo.
Z pewnością jest to lekka przesada i ujma dla albumu. Intro w
postaci „Introduce” przypomina te najlepsze z
Helloween czy Gamma Ray. Jednak czy mamy do czynienia z albumem,
który ma szanse dorównać klasykom jak „Keeper of The
Seven Kyes”? Niestety troszkę brakuje tej świeżości. Jednak
początek płyty jest wysokich lotów. Tak samo można mówić
o pierwszym poważnym kolosie zespoły czyli „Southgate”.
Jest to power metalowa petarda w której zespół daje
upust swojej fantazji i pomysłowości. W efekcie wyszedł jeden z
ich najlepszych kawałków. To jest Seventh Avenue w pigułce.
„Protection of Fool” to taki bardziej już
niemiecki heavy/power metal z domieszką toporności. Dalej mamy
szybki i melodyjny „Carol”, który ukazuje
ile wniósł Andi w sferze partii gitarowych. Jest element
zaskoczenia i większa różnorodność. Nie mogło oczywiście
zabraknąć kolejnej ballady i tym razem „Father”
nieco ustępują balladom z poprzedniego krążka. Nie ma już takich
emocji, takiej lekkości. Taki radosny „May the best one win”
ma coś z „Eagle Fly Free”. Na uwagę zasługuje bez wątpienia
epicki, nieco mroczny „Puppet of Mighty”, który
ma sporo elementów z Running Wild. Podobne skojarzenia gdzieś
wzbudza instrumentalny „Storm 1”, który
ukazuje jak band jest świetny instrumentalnie przygotowany.
Największym hitem z tej płyty jest bez wątpienia przesiąknięty
twórczością Kaia Hansena „Nameless Child”.
Utwór wyróżnia pomysłowy riff i przebojowy refren,
który napędza ten kawałek. Na sam koniec mamy kolejny killer
w postaci „Big City Sharks” i hit w postaci
„Goodbey”.
Seventh Avenue rośnie w
siłę i nagrywa kolejny bardzo dobry album, który jest
wymieniany wśród tych najlepszych. Jest duża dawka
klasycznego, europejskiego power metalu spod znaku Gaia Epicus,
Helloween czy Gamma Ray. Herbie brzmi jeszcze pewniej, jego popisy
gitarowe z Andi są podręcznikowe i pokazują co to znaczy prawdziwy
melodyjny, energiczny power metal. Klasa sama w sobie. Gorąco
polecam! Satysfakcja gwarantowana.
Ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz