niedziela, 15 maja 2016

GRAND MAGUS - Sword Songs (2016)

Nikt tak dobrze nie łączy epickiego heavy metalu z mrocznym i ponurym doom metalem tak jak Grand Magus. Szwedzki band raczy nas swoją muzyką od roku 1999 i właściwie przez ten cały czas dali się nam poznać jako ambitny i dobrze wyszkolony band, który zna swoją wartość. Szybko opracowali swój styl bazując na prostych i pomysłowych motywach, na mrocznym klimacie, a także na specyficznym wokalu JB Christoffersonowi. Grand Magus to przede wszystkim zespół, który przez wszystkie albumy pokazuje swój potencjał i nigdy właściwie nie zawiódł swoich fanów. Choć ostatnie albumy w tym „The Hunt” nie wzbudzały takich emocji jak świetny i dobrze wyważony „Iron Will” z roku 2008r. To też oczekiwania względem najnowszego „Sword Songs” nie były specjalnie wygórowane. Liczyłem na typowy materiał do jakiego przyzwyczaił nas ten band i właściwie nic ponadto. Nie sądziłem, że zespół jest jeszcze wstanie zrobić taki zryw i zbliżyć się do poziomu z „Iron Will”. Już otwieracz „Frejas Choice” pokazuje, że zespół znów zaczyna tworzyć hity. Melodyjne solówki, elementy NWOBHM, czy wreszcie pomysłowy główny motyw to elementy, które tylko potwierdzają wysoką formę zespołu. Do promocji albumu posłużył klip do „Varangian” i to był dobry wybór. Utwór łatwy w odbiorze i w pełni oddający klimat nowego krążka. W dodatku zachęca do zapoznania się z całością. Co mi zaimponowało na „Sword Songs” to nietypowa dynamika i naprawdę sporo tutaj szybkich kompozycji. „Forged in Iron – Crowned in Steel”, przesiąknięty Iron Maiden „Last one To Fall” czy ostrzejszy „Master of the land” znakomicie oddają właśnie ten styl kompozycji. Podobnie jak na „Iron Will” tak i tutaj kluczową rolę odgrywa soczyste i mocarne brzmienie, które podkreśla epickość i umiejętności muzyków. W sumie urozmaicenie, to kolejna cecha, która przypomina mi o albumie z roku 2008. Zespół cały czas zaskakuje choćby nieco hard rockowym „Frost and fire”, klimatycznym „Hugr”, czy wreszcie epickim i marszowym „Every Day theres a battle to Fight”. Ten ostatni to kwintesencja Grand Magus i ich stylu. Wysoki poziom utrzymany do samego końca, a to się ceni. W rozszerzonej wersji mamy dodatkowy kawałek w postaci energicznego „In for the kill” i coveru Deep Purple i tutaj mamy świetny „Stormbringer”. Nie ma słabych momentów i właściwy każdy utwór to prawdziwy killer, który znów pozwala nam zachwycać się muzyką Grand Magus na nowo. Najlepszy album od czasów „Iron Will”.

Ocena: 9.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz