środa, 21 sierpnia 2019

FREEDOM CALL - M.E.T.A.L (2019)

O to jest nowy album Freedom Call. Nie trzeba znać zawartości by wiedzieć co znajdziemy na "M.E.T.A.L".  Warto wspomnieć, że to już 10 album studyjny tej zasłużonej power metalowej kapeli, która działa od 1998r. Na przestrzeni lat skład się zmieniał, ale muzyka tej kapeli ani trochę. Freedom call to specjalista od grania słodkiego, nieco komercyjnego power metalu. Tytuł nowej płyty sugeruje prawdziwą metalową jazdę, niestety tak nie jest. Płyta niby dobra, ale jakaś taka nieco popowa nieco za słodka. Band chyba jeszcze bardziej oddala się od metalu.

Jest to też pierwszy album z nową sekcją rytmiczną. Co z tego że mamy basistę Francesco Ferraro z Vexillium i perkusistę Tima Breidebanda, którego znamy z Bonfire czy At Vance, skoro nie przedkłada się to na powiew świeżości w zespole. Brzmienie jak zwykle z górnej półki i to jest mocny atut nowego wydawnictwa.

Jednak wciąż szokuje, że band potrafi tworzyć przebojowe kawałki, ale brakuje jakoś tutaj mocy i pazura. Bliżej tu do popu czy jakiegoś komercyjnego melodyjnego metalu, a szkoda bo niegdyś ten band grał z polotem i finezją. To był prawdziwy power metal.

A co mamy na "M.E.T.A.L"? Ano melodyjny metal, który emanuje z energicznego otwieracza "111- The number of the angels". Niby to Freedom Call jaki znam i lubię, ale komercja jest tutaj ponad metal i to mi się średnio podoba. Przełom następuje w dynamicznym "Spirit of Deadalus" i tutaj mamy power metal. Pomysłowa melodia i dobrze rozegrane partie gitarowe Larsa sprawiają, że to jeden z najlepszych utworów na płycie. Marszowy i bardziej true metalowy "M.E.T.A.L" to jakby parodia Manowar, czy Majesty. Słodkość zdominowała cukierkowaty "The Ace of the unicorn". No to nie jest to czego bym się spodziewał po tak doświadczonej kapeli. Nie wiele wnosi też nijaki i taki bez energii "Sail Away". Drugi utwór, który zasługuje na uwagę to energiczny i bardziej żywiołowy "Fly With us", ale też przeważa tutaj komercja. Band przyspiesza też w "Days of Glory", ale i tutaj czuje spory niedosyt.  Do grona ciekawych kawałków zaliczyć należy przebojowy "Wheel of time" i mój faworyt w postaci "Sole Survivor".

Czekałem na ten album, ale tylko chyba już ze wzgląd na stare dobre czasy i fakt, że Freedom Call zaliczam do moich ulubionych zespołów. "M.E.T.A.L" to płyta może i melodyjna, może i jest tu gdzieś w tym wszystkim power metal, ale płyta jest bardzo komercyjna. Brakuje pazura, jakiś mocnych riffów i wszystko jest przesłodzone. Czyżby to już koniec Freedom Call? Oby nie.

Ocena: 5/10

4 komentarze:

  1. Aż się boję słuchać teraz. Czekam aż sie pojawi spotify

    OdpowiedzUsuń
  2. No i jest:)mnie nie zawiodła bo po wcześniejszych komentarzach już się bałem. Klasyczny Freedom Call i spokojnie 8/10 mogę mu dać. Sprawnie, technicznie ,z jajem-po prostu Freedom Call. A że słodko?-tak ma być (nie tak słodko jak myślisz:). Dla mnie jedyny mankament to to że za krótkie te płyty. To są utwory robione specjalnie pod koncerty, wszyscy sobie nucą i podskakują. Klasyka i tyle nic dodać nic ująć, płyta dość równa i szczególnie nic mnie nie zawiodło.Tak ma być , to po prostu Freedommmmmm -lalala tzw.szczęśliwy metal.Są rozpoznawalni i nikt tego tak nie zrobi.To ja Stefan

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak jak w przypadku HF nieco słabsza od poprzedniej,ale w miare dobty poziom trzyma.7,5/10

    OdpowiedzUsuń
  4. Jako że już zdążyłem sobie na spokojnie posłuchać nie raz i nie dwa razy to śmiało mogę napisać że mi się ten album normalnie podoba. A i owszem jest tu dużo słodkości i jest też komercja . Ale nie przeszkadza mi to . Na pierwszym miejscu przoduje na płycie dla mnie tytułowy M.E.T.A.L. Jak ja lubię takie marszowe , pełne przebojowości i do śpiewania kawałki. Płyta udana i troszkę słodka ale że uwielbiam słodkości to jest to album w sam raz dla mnie.

    OdpowiedzUsuń