Na 20 września przewidziana jest premiera najnowszego dzieła Holy Dragons. To zasłużona kapela z Kazachstanu, która specjalizuje się w graniu heavy/power metalu. Na scenie metalowej są od 1995 r i i potrafią stworzyć ciekawe dzieła co już nie raz pokazali . Najnowsze dzieło zostało zatytułowane "Unholy and saints" i to krążek, który zawiera muzykę do jakiej nas zespół przyzwyczaił. Jasne zespół ameryki nie odkrywa i od groma tutaj zapożyczeń, czy żywych inspiracji, ale nie przeszkadza to w odbiorze tej płyty. Do "Dragon inferno" jest daleko niestety.
Holy Dragons postanowił iść ścieżka obraną na poprzednich albumach i mamy tutaj do czynienia z solidną porcją heavy/power metalu, który panowie wypracowali na przestrzeni lat. Mamy i te charakterystyczne mocne riffy, dynamiczną sekcję rytmiczną i ten wyrazisty wokal gitarzystki grającej pod pseudonimem Chris Caine. Nie brakuje też ciekawych i melodyjnych solówek w wykonaniu Jurgena i Chrisa. To wszystko jest, tylko tym razem jakoś wychodzi to gorzej. Brakuje mi ciekawych pomysłów, brakuje mi ognia i wyrównanego poziomu. Za dużo tutaj nijakiego materiału.
Niby brzmi tragicznie, ale otwarcie albumu w postaci "The boileplate" to taki Holy Dragons jaki znam i lubię. Prosty riff i chwytliwy refren robią swoją. Minus tego kawałka to sztuczne jego wydłużanie. Duże brawa za energiczne i takie wciągające solówki. Jego pazur i nutka szaleństwa w "Ravens of Odin", który czerpie garściami z Iced Earth czy Judas Priest. Brzmienie perkusji na tym etapie zaczyna drażnić. Brzmi to płasko niczym automat perkusyjny. Kilerem na płycie jest pełen pasji i polotu "Fly Your Guitar". Tak tutaj gitarzyści lecą na swoich gitarach. No tak się gra power metal. Za dużo na płycie przerywników typu "Ravenmore", które nic nie wnoszą do całości, a jedynie działają na nerwach. W "The hall of shame" za mocno trąci Deep Purple i to brzmi średnio niestety. Przebłysk jest w przebojowym i nieco rock'n rollowym "Pretenders" i w sumie na plus zaliczę zamykający "Free digital Hell", który imponuje dynamiką.
Holy Dragons grać potrafi i to nie raz pokazał, ale tym razem ponieśli porażkę. Kilka ciekawych utworów to za mało, żeby porwać słuchacza i zaskarbić jego względy. Dziwne brzmienie, kilka smętnych momentów sprawiają że płyta zawodzi praktycznie na całości. No nic czekam na ich kolejne albumy i oby były ciekawsze niż ten twór.
Ocena: 3.5/10
Hey man, Alexander Kuligin is not featured on the newest album, where on the vocals is the female guitarist Chris Caine (aka Thora Thorheim). Pretty surprising you couldn't tell the difference :-)
OdpowiedzUsuńThe fact that you can't distinguish a female vocalist from a male one questions the competence of your review, plus it obviously shows that you didn't listen to the album at all.
OdpowiedzUsuńIn the material of records company i didnt find information about actual lineup. Sometimes there are no difference between famele and male vocalist. For example first dark moor albums or beast in black. I listened new album carefully but there are few good moments at that is all. I prefer previous albums
OdpowiedzUsuń