W latach 80 Cloven Hoof był poważnym graczem na rynku heavy metalowym. Wydali kultowe już albumy i wpisali się do grona najbardziej uzdolnionych formacji lat 80.Od kiedy w 2001r band się reaktywował to mam wrażenie, że nic się nie zmieniło. To wciąż kapela z pomysłem na mieszankę heavy/power metalu, która nie boi się iść na przód i tworzyć muzykę na wysokim poziomie. "Age of Steel" to najnowszy krążek tej brytyjskiej formacji i to kolejna perełka w ich dyskografii. Jeśli ostatnie płyty podobały się Wam to i w tym wydawnictwie zakochacie się od pierwszej sekundy.
Przede wszystkim to płyta doświadczonych muzyków, którzy wiedzą co chcą grać i w jaki sposób. To dzieło, które kipi energią i napakowane jest chwytliwymi melodiami. Cloven Hoof jak to Cloven Hoof, potrafi wykorzystać patenty Iron Maiden, Jag Panzer, Liege Lord czy Cirith Ungol. Znakomicie mieszają klasyczny heavy metal z domieszką power metalu. Brzmi to fenomenalnie. Do chodzi do tego klimatyczna okładka i soczyste, nieco amerykańskie brzmienie, które jeszcze bardziej podkreślają nawiązania do lat 80. Warto wspomnieć, że "Age of steel" to pierwsza płyta z udziałem nowego gitarzysty Asha Bakera i perkusisty Marka Bristowa. Panowie idealnie wpasowali się w konwencje zespołu. W tej kapeli motorem napędowym jest bez wątpienia wokalista George Call, który brzmi niczym Bruce Dickinson.
10 utwór wypełniło nowy album i w zasadzie każdy z nich jest ciekawy i potrafi zapaść w pamięci. Płytę otwiera killer w postaci "Bathory". Dobra mieszanka heavy/power metalu w amerykańskim wydaniu. Epickość, rycerski klimat udziela się w marszowym "Aderley edge". To jak band tutaj buduje napięcie i jak przyspiesza przyprawia o dreszcze. No i jeszcze wokal imitacja Dickinsona w roli Geroge Calla. Nieco przybrudzony i zadziorny "Apathy" to kolejny mocny utwór na płycie. "Touch the rainbow" zaczyna się spokojnie niczym ballada. Tak naprawdę to rasowy przebój w klimatach Iron maiden. Nutka progresywności pojawia się w pomysłowym "Ascension", który wyróżnia się ciekawymi, złożonymi solówkami. Aranżacje i melodie jakie wybrzmiewają w "Gods of War" są na wagę złota. Band dość łatwo tworzy hity i kolejny to bez wątpienia szybki i lekki "Victim of the Furies". Proste motywy potrafią działać cuda i tak też jest z melodyjnym "Judas". Na sam koniec mamy "Age of steel", który idealnie podsumowuje całość.
Cloven Hoof szybko odbudował swoje imperium. W latach 80 byli wyjątkowym zespołem i teraz jest tak samo. Ta brytyjska formacja to specjaliści od klasycznego heavy metalu i nic im nie można zarzucić. Cloven Hoof nagrał kolejny świetny album i jeszcze umocnił swoją pozycję na rynku. Gorąco polecam!
Ocena: 9,5/10
Płyta bardzo dobra, ale w Alderly Edge to momentami czysty plagiat Ironów ;)
OdpowiedzUsuń