środa, 27 października 2021

RHAPSODY OF FIRE - Glory for salvation (2021)


 Czy to się podoba fanom Rhapsody of Fire czy nie, to nie ma już Fabio Lione i Luca Turilli w zespole. Czy fani to akceptują czy nie, to "The eight mountain" to jeden z najlepszych albumów Rhapsody of Fire. Teraz pytanie czy kontynuacja nowego sagi jest w stanie udźwignąć poziom jaki wyznaczył "The eight mountain"? Mogłoby się wydawać, że to tylko formalność by nagrać udaną kontynuację. To teraz czas na zwierzenia i przemyślenia na temat najnowszego dzieła włochów, które nosi tytuł "Glory For Salvation".

Okładka jak i brzmienie to swoista kontynuacja tego co było na poprzednim albumie. Stylistycznie band trzyma się swoich standardów, a sam klimat na kilometr jest wyczuwalny i wiadomo, że czeka nas przygoda w świecie fantasy. Również nie mam nic do zarzucenia muzyków, bo to są fachowcy i grają na wysokim poziomie. Płyta też sprawia wrażenia zagranej na wysokim poziomie i przynajmniej takie jest wrażenie. Tylko jakoś nie ma takiej przebojowości i takiej mocy jak na poprzednim albumie. Coś zawodzą same kompozycje, które jakoś w pełni nie zachwycają. Jasne są momenty świetne i nawet jest dreszczyk emocji, tylko jakoś mam często wrażenie czy to jeszcze Rhapsody czy nie jakiś inny band.  Giacomo Voli ma świetny głos i to nie on jest problem, ale same kompozycje, który moi zdaniem mogłyby być bardziej dopracowane. "Son of Vengeance" ma zadatki na ciekawy, epicki kawałek, ale jakoś po ciekawym symfonicznym wejściu, troszkę poziom siada i emocje również. Mocne wejście dostajemy w "The kingdom of ice" i jest to power metal gębą. Utwór bardzo dobry i jeden z najlepszych na płycie, ale też nie potrzebne są zwolnienia i na siłę tworzenie epickiej otoczki. Dużo dzieje się w tytułowym "Glory for salvation". Znów bardzo dobra kompozycja, w której jest spory pokład energii i ukłon w stronę starych płyt. Jest też szybko i bardzo melodyjnie w "Maid of the secret sand", który pokazuje jak powinien brzmieć cały krążek. Kolos "abyss of pain" to taki przerost formy nad treścią. Utwór dość szybko zaczyna nudzić. Oczywiście smaka wszystkim narobił udany singiel "ill be your hero", który imponuje przebojowym charakterem. Echa starego rhapsody słychać w "chains of destiny" i to jest prawdziwa perełka. To jest power metal do jakiego przyzwyczaił nas ten band


Co bym tu nie napisał to fani i tak sięgną po ten album, bo to w końcu rhapsody. Jeden z najważniejszych zespołów power metalowych. Jest patos, epickość i symfoniczny rozmach. Jest melodyjnie i momentami przebojowo, tylko nic z tego nie wynika. Wkrada się nuda i czasami jakieś to wszystkie ugrzecznione i zbyt łagodne. Zabrakło troszkę pomysłów na kompozycje i tego power metalowego pazura z poprzedniej płyty. 

Ocena 7/10

4 komentarze:

  1. Song of Vengeance to nie jest intro tylko normalny kawałek? Żartujesz? O.o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli Rhapsody zerwało z tradycją. Nie ma intro. Nie wierzę ^^'

      Usuń
    2. No w ogóle jakoś mało rhapsadowy ten album. Ja już nawet do niego nie wracam. Wolę delektować sie insania

      Usuń