wtorek, 30 listopada 2021

FORTRESS - Dont spare the wicked (2021)

Kapel heavy metalowych o nazwie Fortress jest troszkę i tym bardziej dziwi, że młoda amerykańska kapela z Kalifornii przyjęła taką właśnie nazwę. Bohater dzisiejszej recenzji to Fortress, który działa od 2016 roku i reprezentuje Stany Zjednoczone. W tym roku panowie chcą zaprezentować światu swój pierwszy album zatytułowany "Don spare the Wicked". Logo kapeli, ich image, sama okładka debiutanckiego krążka i jego czas trwania zwiastują płytę w klimatach lat 80. Faktycznie to jest trop, który trzeba podążyć słuchając "Dont spare the wicked".

To jest płyta, która nie grzeszy oryginalnością. Panowie nie ryzykują, stawiają na sprawdzone chwyty. Teraz pytanie czy przyjmiecie kolejną porcję klasycznego heavy metalu spod znaku Iron Maiden, Black Sabbath czy Judas Priest. Panowie potrafią grać klimatycznie, potrafią zagrać nieco ostrzej, a kiedy trzeba to i przyspieszają. Na pewno trzeba im przyznać, że słychać w tym wszystkim zaangażowanie i przemyślane działanie. Klimat całości dodaje bez wątpienia zadziorny głos wokalisty Chrisa Scotta. Właściwy człowiek na właściwym miejscu i to nie podlega dyskusji. Gwiazdą tej kapeli jest oczywiście gitarzysta Fili Bibiano, którego znamy z Witherfall. On odpowiada za ciekawą warstwę gitarową i tu w zasadzie cały czas się coś dzieje i nie ma czasu na nudę. Od razu na łopatki rozkłada energiczny i pełen ciekawych melodii "Lost Forever". To się nazywa dobre otwarcie płyty. Na dzień dobry mamy rasowy killer. Jest też nastrojowy "Devils wheel", w którym band potrafi wplatać elementy hard rocka. "Anguish" to jeden z najlepszych kawałków na płycie, który kusi mrocznym klimatem i stylem rodem z płyt Black Sabbath z Tonym Martinem. Z kolei w "Find Yourself" band zabiera nas do brytyjskiej sceny metalowej lat 80. Tak więc jest tu NWOBHM i wczesny iron maiden, czy angel witch. Nie wiele wnosi instrumentalny "The passage", a na sam koniec zostaje tytułowy "Dont spare the wicked", który też czaruje mrocznym klimatem. Nie ma słabych punktów tak naprawdę i każdy kawałek potrafi pozytywnie zaskoczyć.

Nie ma tu nic nowego, ale band nadrabia tu atrakcyjnymi melodiami, dynamika i agresywności.  To jest prawdziwa perełka nagrana przez fanów heavy metalu dla fanów heavy metalu. 

Ocena 8.5/10


 

1 komentarz:

  1. Krótko, ale jakże treściwie i nadzieja na więcej, bo debiut bardzo obiecujący. To kolejna po Durbin grupa z Kalifornii, która ostatnio często gości w moim domu.

    OdpowiedzUsuń