piątek, 5 listopada 2021

NORTHTALE - Eternal Flame (2021)


 Debiut Northtale był gratką dla fanów klasycznego power metalu. Nie był może to album idealny, ale pokazał charyzmę tego zespołu i ich zapał. To dawało nadzieję na ciekawy drugi krążek. "Eternal Flame" to oczywiście kontynuacja tego co mieliśmy na "Welcome to paradise". I to nie powinno dziwić. Band i styl ten sam, ale w zespole zaszła spora zmiana na stanowisku wokalisty i pojawił się Guillherme  Hirose z Traumer.  Niby wszystko jest ok i band dalej gra swoje, ale już nie ma efektu "wow" i wszystko jest jakieś takie przewidywalne.

No bo przecież otwieracz "only human" kusi nas energia i ciekawą melodia. Jednak to wszystko już było i nie raz podane ciekawiej. Plus za energię i wysokiej klasy solówki. "Wings of salvation" jest jakiś taki słodki i nijaki. Zawiało trochę nudą. Power metal pełna gębą dostajemy w "Future calls" który czerpie wzorce z Gamma ray i Helloween. Nie dziwi tutaj obecność Tima i Kaia Hansena. Od razu mamy wartość dodatnią. Mocny kawałek, który zapada w pamięci. "Midnight bells" na pewno wyróżnia się mocniejszym riffem, ale też nie wiele z tego wynika. Solidny heavy/ power metal, ale nic ponadto. Troszkę band gra siłę w "in the name of god" i to też tylko dobry kawałek. Niby jest gdzieś potencjał, ale czuć nie dopracowanie. Tak jest jeszcze cover ironów "Judas be my guide" i to też tylko solidny cover. Nie wzbudza większych emocji jak reszta płyty. 11 minutowy Natures revenge" niestety przytłacza swoją formą i nudzi na dłuższą metę.

Płyta miewa przeblyski, ale jako całość wypada średnio. Problem tkwi w jakości zawartej muzyki i braku hitow czy godnych zapamiętania melodia. Band grać potrafi i to slychac, ale tym razem nie wiele z tego wynika. Wypada znać nowy krążek, ale nie oczekujcie tutaj cudów. 

Ocena 6 /10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz