Są gitarzyści jak choćby Herman
Frank, którego właściwie nie trzeba nikomu przedstawiać.
Bogata lista zespołów w których występował, a
najbardziej jednak znany jest z legendy niemieckiego heavy metalu,
czyli ACCEPT. Gitarzysta mający swój styl, oddający
charakter niemieckiego heavy metalu, gdzie jest coś z toporności,
surowości, dzikości czy też ostrego wydźwięku. Jego styl jest
taki dość rozpoznawalny. Charyzma w połączeniu z dynamiką i
niezwykła techniką sprawia że Herman Frank to jeden z najlepszych
gitarzystów w świecie metalowym. W 2009 roku Herman Frank
wydał debiutancki album sygnowany swoim imieniem i nazwiskiem czyli
HERMAN FRANK. „Loyal To None” to bardzo udany album, ale
jak dla mnie zbyt toporny, zbyt mało przystępny dla słuchaczy i po
jakimś czasie stał się nieco taki na jedno kopyto. Rok 2010 i
wielki powrót z ACCEPT w postaci genialnego „Blood Of The
Nations” oraz tegoroczny „Stalingrad”, który również
zawierał to co najlepsze w heavy metalu z niemieckim charakterem i
to napawało optymizmem i dawał nadzieję na mocne heavy metalowe
uderzenie na drugim albumie sygnowanym marką HERMAN FRANK. Innym
takim znakiem dający powody do radości to zmiana na stanowisku
wokalisty. Po tym jak zespół się rozstał z Jiotisem
Parachidisem, zatrudniono frontmana AT VANCE, a mianowicie Ricka
Altziego, który moim skromnym zdaniem jest bardziej
wszechstronnym śpiewakiem z odpowiednim zadziorem i lekką chrypą,
co daje takiego niezwykłego momentami rockowego wymiaru. To
przedkłada się na łatwiejszy odbiór drugiego albumu o
tytule „Right In The Guts”. Album z jednej strony
kontynuuje to co było na poprzednim albumie, a więc heavy metal
pełną parą z dużą dawką energii, wyśmienitą grą Hermana,
gdzie jest i szybkość, jest i technika, jest duża subtelność,
wyczucie, rytmika, zróżnicowanie i finezyjność, pod tym
względem jest to jeden z najbardziej gitarowych albumów heavy
metalowych roku 2012. W dalszym ciągu jest rozpędzona, mocna,
dynamiczna sekcja rytmiczna, do tego niezwykle zapadające w pamięci
linie wokalne no i ta solidna niemiecka produkcja. Jakie zmiany
względem debiutu? Jest przede wszystkim o wiele lepszy materiał.
Jest masa przebojów, zapadających motywów, jest
zróżnicowaniem i materiał jest idealny.
Otwarcie w postaci „Roaring
Thunder” godne mistrzów, dynamiczne, bardzo heavy
metalowe, oparte o znakomite solówki, motyw gitarowy
wyciskający to co w najlepsze niemieckim metalu i tu słychać coś
z STEELER, ACCEPT, nawet wczesny AXEL RUDI PELL. Tak przebojowo, tak
melodyjnie nie było na debiucie. Nieco topornego, takiego
zakorzenionego w tradycji niemieckiej usłyszymy w bardziej
stonowanym „Right in The Guts” gdzie pojawia się nawet
hard rockowy feeling, który tylko nadaję odpowiedniego
smaczku, zróżnicowania. Jednak tutaj jest eksponowane to co
jest atutem tego albumu, a mianowicie przebojowy charakter i to
słychać w każdym utworze. Tutaj to wybrzmiewa w prostym motywie i
chwytliwym refrenie. Album nie jest tak jak poprzedni grany na jedno
kopyto i tutaj wręcz na przekór cały czas się coś dzieje,
jest urozmaicenie albumu. Było wolniej, to trzeba podgrzać
temperaturę za sprawą prawdziwej petardy z dynamiczną sekcją
rytmiczną, ostrym riffem i elektryzującymi solówkami i taki
właśnie jest „Ivory Gate”. Z kolei „Venageance”
to kolejny rytmiczny kawałek wzorowany na twórczości ACCEPT
i niemieckim heavy metalu. Rick tutaj eksponuje swoje umiejętności
i trzeba przyznać, że na tym albumie wypada znakomicie i czy tylko
mi na myśl przychodzi boski Apollo z FIREWIND? Klimat i przebojowość
na miarę albumu „Restless and
Wild” ACCEPT
słychać w dynamicznym „Starlight”. Wolne tempo, hymnowy
wydźwięk, no i rockowe zacięcie spod znaku WHITESNAKE to coś co
nie pozwala pominąć w chwaleniu nieco inny „Falling To Pieces”
który odstaje od niemieckiego topornego heavy metalu. „Raise
Your Hand” też jest miksem heavy metalu z hard rockiem i taka
mieszanka zespołowi wychodzi dobrze, aczkolwiek tutaj nieco zabrakło
lepszego pomysłu, gdyż poziomem nieco odstaje. „Waiting”
to kolejny przykład, że można grać szybko, ale z dużym oddaniem
i starannością, gdzie stawia się duży nacisk na melodie,
przebojowość. Zespół brzmi bardzo elastycznie i w każdej
formule dobrze się czuje, zarówno w wolniejszych klimatach
jak i tych szybszych. Bez wątpienia kolejny killer, które jak
dla mnie przyćmiewa to co znalazło się na nowym albumie ACCEPT.
Może i „Hell isn't Far” brzmi jakoś znajomo, może
bardzo wtórnie, ale pomysłowość i wykonanie rzucają na
kolana i aż się prosi o więcej takiego rytmicznego, przebojowego
heavy metalu. Takich przebojów i w takiej ilości nie było
ani na debiucie ani na nowym albumie ACCEPT. Finezja, precyzja
wykonania czy też lekkość godna rockowego zespołu daje o sobie
znać także w „Kings call”. Wczesny ACCEPT, może coś w
konwencji speed metalowej? Coś w szybszym tempie? Nie ma sprawy,
proszę delektować się kolejną petardą, a mianowicie „Lights
Are Out” i to się nazywa heavy metal najwyższych lotów.
Przejawy toporności pojawiają się w nieco mniej interesującym
„Black Star” który nie do końca mnie
satysfakcjonuje. Całość zamyka równie świetnie wyważony i
przebojowy „So They Run”.
Totalne
zaskoczenie, totalnie zniszczenie i nawet lekkie osłabienie w „Black
star” nie psują końcowego efektu, nie zrażają i nie daje
powodów żeby odjąć jakieś punkty. To w jakim stanie mnie
zostawił ten album sprawia że to tylko o świadczy o poziomie tego
wydawnictwa. Perfekcja i dbałość o technikę w każdym calu.
„Right In The Guts” to nie tylko masa smaczków
technicznych, ale też niezwykła przebojowość, dużo gitarowego
grania, dużo ciekawych melodii, zapadających solówek, to
popis umiejętności nie tylko Hermana Franka, który jest
jednym z najbardziej uzdolnionych gitarzystów nie tylko w
kręgach niemieckiego heavy metalu, to także popis wokalny Ricka,
która idealnie się spisał na tym albumie i po raz kolejny
dowodzi że jest znakomitym wokalistą. Cała ta niemiecka machina
zadziała prawidłowo i na pewno lepiej niż taki ACCEPT. Album jest
równy, jeszcze bardziej melodyjny, wyrównany i nie
spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Obok takie 3 INCHES OF
BLOOD jak dla mnie najbardziej metalowy album roku 2012.
Ocena: 9.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz