Czasami jest ciężko zrozumieć tok
myślenia niektórych muzyków i sporo zamieszania wśród
słuchaczy i fanów wywołał podział muzyków RHAPSODY
OF FIRE. Rozłam był pewnym szokiem, bo zespół funkcjonował
dość sprawnie, wydawał albumy, jednak przyszedł czas na rozłam,
który doprowadził do funkcjonowania dwóch zespołów.
Z jednej strony mamy RHAPSODY OF FIRE w którym pozostali
klawiszowiec Alex Stratopoli a także wokalista Fabio Lione,
gitarzysta Tom Hess i perkusista Alex Holzwarth. Natomiast z drugiej
strony zespół Luca Turilliego o nazwie RHAPSODY i w
skład tego zespołu weszli również Dominique Leurquin,
Patrice Guers i ... Alex Holzwarth i tak o to ta formacja rozpoczęła
poszukiwania wokalisty do swojego zespołu. Wybór padł w
końcu na wokalistę znanego z śpiewania pod Kiske w TRICK OR TREAT
czyli Alesandro Conti. W takim składzie rozpoczęto pracę nad
pierwszym albumem po rozłamie i „Ascending To Infinity”
to bardzo pozytywne zaskoczenie jak dla mnie. Ostatnie albumy raczej
nie wzbudzały we mnie większego podniecenia. Wszystko było okej,
albo tylko przeciętnie, więc taki rozłam dawał poczucie że z
jednym z wcieleń coś dobrego dostanę. Stylistycznie Luca nic nie
zmienił, ale jest to dzieło o wiele ciekawsze aniżeli poprzednie
dzieła RHAPSODY OF FIRE. Jest to symfoniczny power metal, jednak
pomysły są bardzo ciekawe, zapadające w pamięci, wykonanie
precyzyjne, do tego piękne, soczyste brzmienie, masa intrygujących
partii muzyków, gdzie starają się wycisnąć emocje,
epickość, klimat, melodyjność, tak więc jest i bogactwo w
aranżacjach, ale są też melodie. Ano właśnie przebojowy
charakter albumu to jego mocny atut. Również Luca wygrywa
znacznie interesujące partie, bardziej przemyślane, jest zastrzyk
emocji, jest niezwykła technika i dzieje się sporo. Postawienie na
zróżnicowanie i emocje sprawiło że płyta jest dynamiczna i
melodyjna.
Nie spodziewałem się, że da się
znaleźć kogoś godnego na miejsce Fabio w roli śpiewania, a jednak
Alesandro Conti jest tutaj prawdziwym mistrzem i w tak wyśmienitej
formie jeszcze nie był, tak wybornie, zróżnicowanie nie
śpiewał nawet w TRICK OR TREAT. Jest śpiewanie różnymi
barwami, jest śpiewanie operowe i ostre gdy trzeba, jak dla mnie
bohater tego albumu. Drugim bohaterem jest Luca, który pokazał
że mimo że jest to któryś z rzędu podobny album, z
podobnym stylem i konwencją to że wciąż ma dobre pomysły, które
pokazują co to jest symphonic power metal. Jest bogactwo, jest wręcz
filmowo, „Quantum X” to znakomity przykład owej
filmowości na płycie. Tak Luca w formie i słychać poziom starego
RHAPSODY i o tym już świadczy dynamiczny, przebojowy i szybko
zapadający w pamięci „Ascending To Infinity” który
zbudowany jest imponującym klimacie, pięknym, nieco operowym
śpiewaniu Alesandro a także wybornej grzej Luce. Zróżnicowanie
no i to budowanie napięcia, bawienie się motywami po prostu mi na
tym albumie zaimponowało. Idealnie to odzwierciedla nieco
mroczniejszy „Dantes Inforno” który ma nieco
bardziej stonowane tempo i ciekawe linię melodyjną wykreowaną
przez klawisze i wokal Alesandro. To czego brakowało mi na
poprzednich albumach RHAPSODY OF FIRE to przede wszystkim ciekawych
melodii , pomysłów tutaj Luca nie popełnił tego błędu i
dowodem tego jest rozbudowany i epicki „Excalibur”. Nawet
zwolnienie, wstawienie balladowych patentów w spokojnym,
romantycznym „Tormento E Passione” są trafione i dobrze
wyważone. Szybki power metal oparty na chwytliwej melodii i
wirtuozerskiej pracy Lucii ? A proszę i odpalamy „Dark Fate Of
Atlantis”, który zadowoli każdego wymagającego
słuchacza. „Luna” czyli cover ALESANDRO SAFINA jakoś
słabiej wypada i więcej tutaj muzyki poważnej aniżeli metalu.
Takich przebojów jak „Clash Of Titans” Luca nie
stworzył już od dawna, najwyższy czas pokazać światu że jest w
formie i że wie jak tworzyć killery na miarę starych dokonań.
Tradycyjnie musiał pojawić się długi kolos, klimatyczny, pełen
epickości i różnych nastrojowych motywów i taki jest
bez wątpienia 16 minutowy „Of Michael The Archangel And
Lucifer's Fall” który również w swojej konwencji
zaskakuje i dowodzi że długie utwory nie muszą być nudne i
męczące. I takim miły smaczkiem jest cover HELLOWEEN czyli „March
Of Time” i po raz drugi Luca Turilli nagrywa utwór
HELLOWEEN w dodatku z wokalistą zespołu TRICK OR TREAT który
przecież znany jest z grania coverów HELLOWEEEN.
No kto by pomyślał, że taki album
nagra Luca z nieco odmienionym składzie. Album nawiązuje do
najlepszych dzieł Luci i RHAPSODY. Symphonic power metal najwyższej
próby. Poziom polskiego PATHFINDER został osiągnięty.
Ciekawe czy RHAPSODY OF FIRE nagrają coś na podobnym poziomie?
Czas pokażę.
Ocena: 9.5/10
Luka utrzymał poziom, świetne wymieszanie Rhapsody z solowymi wydawnictwami tera czekamy na Rhapsody of Fire rar.
OdpowiedzUsuńAlex Holzwarth nie jest perkusistą nowego Rhapsody, nagrał bębny jedynie jako muzyk sesyjny na potrzeby debiutu, aktualnym perkusistą bowiem jest Alex Landenburg. :)
OdpowiedzUsuń