W latach 90 za dobrze się
nie działo w metalu i niektóre kapele zachwiały swoją
pozycję osiągniętą w latach 80. Tradycyjny metal i power metal
gdzieś zatraciły swój urok, ale wcale to nie oznacza że w
tym okresie się nic nie działo i żadna kapela nie potrafiła
błysnąć geniuszem. Tak się składa, że był to czas narodzin
dwóch wyjątkowych niemieckich kapel, który większość
słuchaczy nie wie o ich istnieniu, co jest błędem. Jednym z nich
jest Centaur a drugi to właśnie ponadczasowy Helicon. Dwie
znakomite, niemieckie kapele grające melodyjny power metal z
domieszką progresywnego metalu. Nie jest to drugi Helloween czy
Gamma ray, to zupełnie nowa jakość power metalu.
Helicon to niemiecka
formacja założona w 1986 roku i działająca do roku 1996. Przez 10
lat działania udało się nagrać dwa wyjątkowe albumy, z czego
drugi krążek zatytułowany „Mysterious Skipjack” to prawdziwa
perełka. Kapela nigdy nie zdobyła zasłużonej sławy i dla wielu
ten zespół nie istnieje. Nic dziwnego, w końcu Helicon nie
był promowany tak jak Gamma Ray czy Helloween, choć należał też
do wytwórni Noise. „Mysterious Skipjack” ukazał się w
1994 roku, czyli w czasie, gdy Gamma Ray i Helloween powracały do
swojej wysokiej formy, a power metal dopiero się rodził na nowo.
Może nie uwierzycie, ale Helicon w tym czasie grał ciekawiej niż
nie jedna kapela power metalowa, pozostawiają daleko w tyle Gamma
Ray czy Helloween. Stylistycznie bardziej ich styl bym porównał
do Centaur, choć to też nie jest takie proste, bowiem Helicon
stworzył swój własny, charakterystyczny styl. To nie jest
wcale stworzyć własny styl, nie ulegając klonowaniu wielu innych
wielkich kapel, a ja jednak Helicon jest jednym w swoim rodzaju
zespołem. Co się na to składa? Sporą rolę odegrał fenomenalny
Uwe Heepen jako wokalista. Pokazał na tym albumie, że można
śpiewać z pazurem, ale też trzymając się specyficznej maniery.
Znakomicie odnajduje się zarówno w szybkich, power metalowych
kompozycjach, gdzie trzeba się wykazać umiejętnością śpiewania
w wysokich rejestrach, ale też w spokojniejszych kawałkach, gdzie
trzeba słuchacza porwać ciepłą barwą. Jeden z najciekawszych
wokalistów z lat 90 i szkoda że w roku 2013 zmarł, bo jest
to wielka strata dla power metalu. „Mysterious Skipjack” to płyta
magiczna i wyjątkowa. Co też jest jej mocnym atutem to przybrudzone
brzmienie, takie ostre i klimatyczne. Jedno z tych najlepszych z
jakim miałem do czynienia. Płyta zaczyna się od mocnego uderzenia
perkusisty i od razu w „American Fever” słychać
jak perkusista Andre ma urozmaicony styl i jak potrafi zauroczyć
swoją grą. Dzieje się sporo i ten progresywny charakter jest
dobrze wyważony. Nie jest przesadzone z dziwnymi smaczkami, a dalej
słychać że jest to melodyjny power metal. Różnica jest
tylko tak, że w danym utworze sporo się dzieje, a zespół
stawia na pomysłowe i wyszukane melodie i motywy. Refren tutaj to
podręcznikowy power metalowy refren, który nasuwa Gamma Ray
czy Helloween. Gdy się w słuchamy w klimat kompozycji, w brzmienie
gitar to można odnieść wrażenie, że słuchamy jednego z
wczesnych albumów Scanner. Najlepsze jest to że zespół
stawia na dłuższe kompozycje, ale mimo to kawałki nie nudzą,
wręcz przeciwnie zaskakują formą, pomysłowością i wykonaniem.
Rzadko kiedy można trafić na taką płytę w której solówki
są zagrane z polotem, riffy są soczyste, ciężkie i pomysłowe,
rzadko kiedy płyta porywa słuchacza stricte warstwą
instrumentalną, ale album Helicon jest inny. Już w „Streetgang”
słychać ponury, ciężki i nieco mroczniejszy riff, który
można by śmiało zaliczyć do thrash metalu. Trzeba przyznać, że
gitarzyści Christian i Tom są bardzo elastycznie i nie mają
problemu z wygrywaniem różnych partii. Wiedzą jak zaskoczyć
słuchacza, jak go zachwycić i tutaj ich popisy są perfekcyjne.
Jest zabawa, pomysłowość i technika, czyli wszystko to co decyduje
o interesujących zagrywkach gitarowych. Trzeci na płycie to 9
minutowy kolos zatytułowany „Power Magic” i słowo
magia świetnie tutaj pasuje. Zaczyna się klimatycznie, tak
spokojnie, jednak to jest prawdziwa power metalowa petarda. Szkoda,
że dzisiaj już ciężko o taki power metal, że już nie gra z
takim przekonaniem, z taką energią i pazurem. Helicon tutaj tworzy
nową jakość power metalu i śmiało można ich ustawić obok tych
najlepszych kapel. Gdy się widzi taki zespół, taki geniusz w
muzykach, to od razu się wie, że odnajdą się w każdej formie
metalu, nawet w tej w której trzeba powstrzymać się od
szybkiego tempa i pójść w stronę spokoju i emocji. „Wild
Vice Woman” to jedna z piękniejszych ballad, jakie
słyszałem i choć trwa ponad 6 minut, to jednak wciąga i łapie za
serce. Świetnie w komponował się w to wszystko głos Uwe, który
sprawia że kompozycja momentami brzmi jak utwór Smokie. Tak
dotarliśmy do jednego z najlepszych utworów power metalowych
jakie kiedykolwiek słyszałem, mowa tutaj o zadziornym i przebojowym
„Mysterious Skipjack”. Zaczyna się tajemniczo, ale
szybko wkracza melodyjny i pomysłowy riff, który napędza
utwór. Tutaj właśnie można się przekonać jak dobrze
wyszkoleni byli gitarzyści. Ciężko wskazać kto w tym czasie grał
z taką pomysłowością, z takim oddaniem i finezją. Takie emocje
towarzyszyły mi jak pierwszy raz usłyszałem styl gry Kaia Hansena.
Nawet refren jest tutaj ponadczasowy i bardzo koncertowy. Perełka i
przykład co to jest kwintesencja power metalu. Dalej mamy melodyjny
„Giant Heart”, nieco stonowany, z domieszką
progresywnego rocka „Darkness of Love” czy nieco
toporniejszy „Versatille”. Epickość, groza i
niepewność sprawiają, że „Fly in The Sky” to
najbardziej klimatyczny kawałek na płycie i kolejny dowód na
to, że Helicon jest jedyny w swoim rodzaju. Całość wieńczy
energiczny „Shuffle”, który znów
pokazuje jak powinno grać się drapieżny power metal.
„Mysterious Skipjack”
to przykład, że można stworzyć ciekawy power metal, w którym
progresywny elementy czynią materiał bardziej dojrzałym i
ambitniejszym. Helicon tym albumem pokazał, że jest jednym z
najlepszych z zespołów power metalowych, który
wyróżnia się na tle innych kapel. Ta płyta to uczta dla
fanów znakomitych linii wokalnych i finezyjnych popisów
gitarowych, to obowiązkowa pozycja dla maniaków gatunku, dla
tych co lubią melodyjne granie i pomysłowe rozwiązania jeśli
chodzi o motywy. Płyta i zespół jedyny w swoim rodzaju,
szkoda że nagrali tylko dwa albumy i nigdy nie zdobyli takiej sławy
na jaką zasłużyli.
Ocena: 10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz