środa, 30 lipca 2014

HELICON - Mysterious Skipjack (1994)

W latach 90 za dobrze się nie działo w metalu i niektóre kapele zachwiały swoją pozycję osiągniętą w latach 80. Tradycyjny metal i power metal gdzieś zatraciły swój urok, ale wcale to nie oznacza że w tym okresie się nic nie działo i żadna kapela nie potrafiła błysnąć geniuszem. Tak się składa, że był to czas narodzin dwóch wyjątkowych niemieckich kapel, który większość słuchaczy nie wie o ich istnieniu, co jest błędem. Jednym z nich jest Centaur a drugi to właśnie ponadczasowy Helicon. Dwie znakomite, niemieckie kapele grające melodyjny power metal z domieszką progresywnego metalu. Nie jest to drugi Helloween czy Gamma ray, to zupełnie nowa jakość power metalu.

Helicon to niemiecka formacja założona w 1986 roku i działająca do roku 1996. Przez 10 lat działania udało się nagrać dwa wyjątkowe albumy, z czego drugi krążek zatytułowany „Mysterious Skipjack” to prawdziwa perełka. Kapela nigdy nie zdobyła zasłużonej sławy i dla wielu ten zespół nie istnieje. Nic dziwnego, w końcu Helicon nie był promowany tak jak Gamma Ray czy Helloween, choć należał też do wytwórni Noise. „Mysterious Skipjack” ukazał się w 1994 roku, czyli w czasie, gdy Gamma Ray i Helloween powracały do swojej wysokiej formy, a power metal dopiero się rodził na nowo. Może nie uwierzycie, ale Helicon w tym czasie grał ciekawiej niż nie jedna kapela power metalowa, pozostawiają daleko w tyle Gamma Ray czy Helloween. Stylistycznie bardziej ich styl bym porównał do Centaur, choć to też nie jest takie proste, bowiem Helicon stworzył swój własny, charakterystyczny styl. To nie jest wcale stworzyć własny styl, nie ulegając klonowaniu wielu innych wielkich kapel, a ja jednak Helicon jest jednym w swoim rodzaju zespołem. Co się na to składa? Sporą rolę odegrał fenomenalny Uwe Heepen jako wokalista. Pokazał na tym albumie, że można śpiewać z pazurem, ale też trzymając się specyficznej maniery. Znakomicie odnajduje się zarówno w szybkich, power metalowych kompozycjach, gdzie trzeba się wykazać umiejętnością śpiewania w wysokich rejestrach, ale też w spokojniejszych kawałkach, gdzie trzeba słuchacza porwać ciepłą barwą. Jeden z najciekawszych wokalistów z lat 90 i szkoda że w roku 2013 zmarł, bo jest to wielka strata dla power metalu. „Mysterious Skipjack” to płyta magiczna i wyjątkowa. Co też jest jej mocnym atutem to przybrudzone brzmienie, takie ostre i klimatyczne. Jedno z tych najlepszych z jakim miałem do czynienia. Płyta zaczyna się od mocnego uderzenia perkusisty i od razu w „American Fever” słychać jak perkusista Andre ma urozmaicony styl i jak potrafi zauroczyć swoją grą. Dzieje się sporo i ten progresywny charakter jest dobrze wyważony. Nie jest przesadzone z dziwnymi smaczkami, a dalej słychać że jest to melodyjny power metal. Różnica jest tylko tak, że w danym utworze sporo się dzieje, a zespół stawia na pomysłowe i wyszukane melodie i motywy. Refren tutaj to podręcznikowy power metalowy refren, który nasuwa Gamma Ray czy Helloween. Gdy się w słuchamy w klimat kompozycji, w brzmienie gitar to można odnieść wrażenie, że słuchamy jednego z wczesnych albumów Scanner. Najlepsze jest to że zespół stawia na dłuższe kompozycje, ale mimo to kawałki nie nudzą, wręcz przeciwnie zaskakują formą, pomysłowością i wykonaniem. Rzadko kiedy można trafić na taką płytę w której solówki są zagrane z polotem, riffy są soczyste, ciężkie i pomysłowe, rzadko kiedy płyta porywa słuchacza stricte warstwą instrumentalną, ale album Helicon jest inny. Już w „Streetgang” słychać ponury, ciężki i nieco mroczniejszy riff, który można by śmiało zaliczyć do thrash metalu. Trzeba przyznać, że gitarzyści Christian i Tom są bardzo elastycznie i nie mają problemu z wygrywaniem różnych partii. Wiedzą jak zaskoczyć słuchacza, jak go zachwycić i tutaj ich popisy są perfekcyjne. Jest zabawa, pomysłowość i technika, czyli wszystko to co decyduje o interesujących zagrywkach gitarowych. Trzeci na płycie to 9 minutowy kolos zatytułowany „Power Magic” i słowo magia świetnie tutaj pasuje. Zaczyna się klimatycznie, tak spokojnie, jednak to jest prawdziwa power metalowa petarda. Szkoda, że dzisiaj już ciężko o taki power metal, że już nie gra z takim przekonaniem, z taką energią i pazurem. Helicon tutaj tworzy nową jakość power metalu i śmiało można ich ustawić obok tych najlepszych kapel. Gdy się widzi taki zespół, taki geniusz w muzykach, to od razu się wie, że odnajdą się w każdej formie metalu, nawet w tej w której trzeba powstrzymać się od szybkiego tempa i pójść w stronę spokoju i emocji. „Wild Vice Woman” to jedna z piękniejszych ballad, jakie słyszałem i choć trwa ponad 6 minut, to jednak wciąga i łapie za serce. Świetnie w komponował się w to wszystko głos Uwe, który sprawia że kompozycja momentami brzmi jak utwór Smokie. Tak dotarliśmy do jednego z najlepszych utworów power metalowych jakie kiedykolwiek słyszałem, mowa tutaj o zadziornym i przebojowym „Mysterious Skipjack”. Zaczyna się tajemniczo, ale szybko wkracza melodyjny i pomysłowy riff, który napędza utwór. Tutaj właśnie można się przekonać jak dobrze wyszkoleni byli gitarzyści. Ciężko wskazać kto w tym czasie grał z taką pomysłowością, z takim oddaniem i finezją. Takie emocje towarzyszyły mi jak pierwszy raz usłyszałem styl gry Kaia Hansena. Nawet refren jest tutaj ponadczasowy i bardzo koncertowy. Perełka i przykład co to jest kwintesencja power metalu. Dalej mamy melodyjny „Giant Heart”, nieco stonowany, z domieszką progresywnego rocka „Darkness of Love” czy nieco toporniejszy „Versatille”. Epickość, groza i niepewność sprawiają, że „Fly in The Sky” to najbardziej klimatyczny kawałek na płycie i kolejny dowód na to, że Helicon jest jedyny w swoim rodzaju. Całość wieńczy energiczny „Shuffle”, który znów pokazuje jak powinno grać się drapieżny power metal.

„Mysterious Skipjack” to przykład, że można stworzyć ciekawy power metal, w którym progresywny elementy czynią materiał bardziej dojrzałym i ambitniejszym. Helicon tym albumem pokazał, że jest jednym z najlepszych z zespołów power metalowych, który wyróżnia się na tle innych kapel. Ta płyta to uczta dla fanów znakomitych linii wokalnych i finezyjnych popisów gitarowych, to obowiązkowa pozycja dla maniaków gatunku, dla tych co lubią melodyjne granie i pomysłowe rozwiązania jeśli chodzi o motywy. Płyta i zespół jedyny w swoim rodzaju, szkoda że nagrali tylko dwa albumy i nigdy nie zdobyli takiej sławy na jaką zasłużyli.

Ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz