poniedziałek, 21 lipca 2014

OVERKILL- White Devil Armory (2014)

Mało który zespół thrash metalowy może się pochwalić tak jak Overkill tym, że ma na koncie 17 albumów i wciąż jest na topie, wciąż gra porządny thrash metal, który ma mocnego kopa. Sporym ożywieniem dla zespołu okazał się wydany przed laty „Ironbound”. To było ponowne odrodzenie Overkill w najlepszym stylu. Fani thrash metalu byli zachwyceni bo dostali szybkość, agresję, a fani melodyjnego grania też nie narzekali na nudę, bo w końcu nie brakowało energii i przebojowości. Overkill mądrze to wykorzystał i nagrał kolejny album w podobnej konwencji. „The eletric Age” nie był wcale gorszy od pierwowzoru. Pewne też było że nowy album zatytułowany „White Devil Armory” będzie zagrany na wzór „Ironbound”. To też w sumie zwiastował „Armorist”, który brzmi jak zagubiony kawałek tamtego albumu. Sztuka trudna do zrealizowania, ale w przypadku Overkill bardziej realna. Ten sam skład zespołu, ta sama chemia, zresztą to właśnie ci ludzi nagrali znakomity „Ironbound”. Tutaj nic się nie zmienia, nawet brzmienie nie naruszono tutaj, co jest sporym atutem. Bardziej zaskoczyło, że Boby wciąż utrzymuje taką wysoką formę wokalną, że wciąż brzmi tak świeżo i agresywnie. To się ceni. Jego wokal pasowałby z pewnością do Accept. Tutaj nie bez powodu wspominam o Accept, w końcu Mark Tornillo zaszczycił nas swoją obecnością w „Miss Misery” który występuje na płycie jako bonusowy kawałek. Całościowo album ma podobną konstrukcję co dwa poprzednie krążki, choć za brakło ciekawych pomysłów, albo po prostu zaskoczenia. Bo nie można tutaj się przyczepić do techniki, do tego co grają muzycy. Po prostu to wszystko już słyszeliśmy, to już było i to lepiej podane. „Down to The bone” to udana mieszanka technicznego grania, agresywnego thrash metalu i mocnego heavy metalu. Z kolei riff „Pig” brzmi jak power/speed metalowe łojenie na nowym albumie Grave Digger i to jest dość miłe zaskoczenie. Najlepiej prezentuje się rozpędzony „Where There's Smoke”, który najlepiej oddaje styl i poziom „Ironbound”. Wysoki poziom zostaje utrzymany w „Freedom Rising”, który zaczyna się klimatycznym intrem basowym, a potem przeradza się w żywioły kawałek. Znów udało się stworzyć znakomity przebój, który wyciska z thrash metalu to co najpiękniejsze. Gdy usłyszałem po raz pierwszy raz „Another Day to Die” to na myśl przyszedł mi Accept i Metal Church. Może utwór momentami nieco toporny, ale z pewnością jest to kolejny mocny punkt nowego albumu. „Its All Yours” brzmi z kolei jak utwór wzorowany na stylizacji Megadeth. Nie jest to nic nowego, ale wnosi nieco urozmaicenia do nowego krążka. Całość zamyka „In The Name”, który jest też miłym zaskoczeniem, bo jest to bardziej heavy metalowy kawałek. Może to jest właśnie pomysł na następny album? Średnie tempo i true metal na tapecie? Kto wie? Ja nie miałbym nic przeciwko temu. Overkill jest na fali i nikt tego im nie zabierze. Trzeci z rzędu bardzo udany album. Co z tego, że jest to słabsza kalka „Ironbound”? Co z tego, że nie które pomysły powielono? Co z tego, że może za mało hitów? Ważne, że album miło się słucha i daje prawdziwego kopa. Ta formuła Overkill zachwyca od kilku lat, jednak powoli się wyczerpuje źródło i przyszedł czas na drobne, kosmetyczne zmiany. Ciekawe czy do nich w ogóle dojdzie? Póki co cieszmy się kolejnym udanym albumem Overkill.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz