Pozwólcie że
zabiorę was do Doliny Cieni. Krainy pełnej mroku, nie pewności i
mistyczności. Do świata, który rządzi się innymi prawami
niż nam te wszystkie znane spod znaku Crystal Viper, Made of Hate
czy Turbo. Dolina Cieni to coś więcej niż kolejny młody zespół
heavy metalowy, to powiew świeżości na naszym rodzimym rynku
muzycznym. W końcu pojawił się ktoś odważny, który
postanowił przełamać pewne ramy, pewne granice i nie ograniczać
się tylko do hard rocka, heavy metalu czy death metalu, którego
tak pełno na naszym rynku. Brakowało mi zespołów, które
nie boją się uderzyć w pegan metal, w folk metal, a nawet black
metal czy gothic metal. Co ciekawe Dolina Cieni to zespół,
który nie odrywa się od tradycyjnego heavy/power metalu i
usłyszymy pewne echa Judas Priest, Iron Maiden czy Running Wild.
Jednak jeśli chodzi o wpływy to ten zespół woli wybierać
Ensiferum, Burzum czy nawet Kalmah. Ta lista mogłaby stanowić
właściwe recenzje, ale nie to jest przecież ważne. Najlepsze w
tym wszystkim jest to, że zespół czerpie z różnych
stylów, zespołów i łączy wiele podgatunków,
ale nie popadła w chaos i nie zatraciła swojego charakteru. To jest
piękne, że brzmi to wszystko świeżo i jest to coś w tej muzyce.
O samym zespole za wiele nie wiadomo i historia zespołu jest owiana
tajemnicą. Strony internetowe w tym strona oficjalna zespołu nie
nagłaśnia tego. Tak więc zapraszam do dalszej części recenzji
gdzie poznamy trochę historii zespołu i to co niesie ze sobą ich
debiutancki album „Wzgórze tysiąca Dusz”.
Przede wszystkim nazwa
Dolina Cieni funkcjonuje stosunkowo nie dawno. Wcześniej zespół
funkcjonował pod nazwą FameFatal i narodził się w Myślenicach.
Kapela działa od 2002 roku i na przestrzeni 13 lat były tylko dwie
zmiany personalne. W 2004 roku do kapeli dołączył perkusista
Grzegorz Szczygieł, a w 2008 roku pojawił się gitarzysta Damian
Łapa. Największą rolę w zespole odgrywa Marek Węgrzyn, który
pisze teksty, który przesiąknięte są mrokiem i pesymizmem.
Jednak idealnie one współgrają z całą tą mistyczną,
ponurą otoczką i z wokale Marka. Kiedy śpiewa czysto, to na myśl
przychodzi choćby taki Monstrum i wtedy można poczuć tą heavy
metalową konwencję, a czasami nawet psychodeliczny rock w stylu
Ghost. Prawdziwą atrakcją są jednak growle Marka, które
zabierają nas w zupełnie nowe rejony. Black, pegan, folk metal czy
nawet death. To wszystko znakomicie ze sobą współgra. Jednak
sukces debiutanckiego albumu to zasługa nie tylko dobrego wokalisty.
Pozwolę sobie wyróżnić gitarzystów. Duet Łapa/Górka
potrafi zaskoczyć, potrafi porwać lekkością i ostrością. Nie
brakuje im pomysłów na swoją grę i na popisy gitarowe. Nie
łatwo jest dogodzić fanom różnych gatunków, ale
myślę że tutaj ta sztuka wyszła. Nie ma monotonności, nie ma
miejsca na nudę. To czyni „Wzgórza Tysiąca Dusz”
prawdziwą ucztą dla fanów muzyki metalowej. Od strony
technicznej album również wypada bardzo dobrze. Soczyste
brzmienie, który podkreśla moc instrumentów i klimat
tego wydawnictwa. Już otwieracz „Pradawny Gniew”
przyprawia o ciarki. Dolina Cieni nie oszczędza się i nagrała dość
długi materiał, który trwa godzinę czasu. 6 minutowy „W
Sercu Doliny” to znakomity przykład, że zespół
radzi sobie z dłuższymi kompozycjami i potrafi stworzyć prawdziwy
hit. Utwór porusza słuchacza tekstem i aranżacjami. Więcej
heavy metalu niż pegan metalu mamy w „Wkraczając w Pustkę”
i tutaj fani Judas Priest powinni być zadowoleni. Zespół wie
jak zagrać ostrzej i jeszcze mroczniej co pokazuje w takim „Na
złość” czy „Otchłań czasu”.
Pierwszym takim poważnym zaskoczeniem na płycie jest nieco folkowy
„Więzy Krwi” z ciekawą melodią prowadzącą. To
jest jeden z najlepszych momentów na płycie. Podoba mi się
też „Strefa Mroku”, która już bardziej
nastawiona jest na tradycyjny heavy metal, choć i tutaj momentami
jest progresywnie. Miłym dodatkiem jest instrumentalny „Marsz
Tytanów”, który podkreśla epickość i
podniosłość wydawnictwa. Całość zamyka tytułowy „Wzgórze
Tysiąca Dusz”, który ukazuje w pełni umiejętności
zespołu i potencjał jaki w nich drzemie. To utwór, który
znakomicie podsumowuje album i ukazuje to co zespół gra.
Można rzec, że to Dolina Cieni w pigułce. Taki właśnie powinien
być tytułowy kawałek, to ma być wizytówka albumu.
Jak zawsze przy tego typu
płytach są obawy. Czy się spodoba, czy nie będzie zbyt
chaotycznie i czy dana mieszanka gatunkowa w pełni odda charakter
zespołu. Dolina Cieni wybrnęła z tego i to bez większego szwanku.
Pokazali, że można zmieszać gothic, pegan, folk, heavy i death
metal. Brzmi to wyjątkowo dobrze i jest w końcu powiew świeżości
na polskim rynku muzycznym. Brakowało takiej kapeli, która
odważnie podchodzi do tematu. Znakomicie pasuje do nich nasz
ojczysty język, ten mroczny klimat i cała ta otoczka tajemniczości.
Jasne są pewne nie dociągnięcia, czasami dany motyw nie do końca
przekonuje, ale to jest ich pierwszy album więc jest to zrozumiałe.
Czekam na kolejne uderzenie tego młodego zespołu z Myślenic.
Polecam
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz