wtorek, 4 sierpnia 2015

PERCIVAL SCHUTENBACH - Mniejsze Zło (2015)


Mówi się często o tym, że w Polsce nic tylko death metal i black metal, a reszta gatunków nie istnieje. Te czasy dawno minęły i właściwie można na naszej scenie znaleźć takie zespoły, które próbują być oryginalne. Jednym z takich zespołów jest bez wątpienia Percival Schutenbach. Muzyka jest równie ciekawa i mistyczna  co sama nazwa zespołu. Ten projekt muzyczny z Lubina zrodził się w 1999 roku i tak trwa po dzień dzisiejszy. W tym roku udało się wydać 4 album, który nosi tytuł "Mniejsze Zło". Pozycja zespołu rośnie z każdym rokiem i z każdą płytą, a co najważniejsze jest to band z dużym potencjałem.

Jednak do rzeczy. W ich muzyce można z łatwością doszukać się wpływów progresywnego rocka, muzyki klasycznej, folku, thrash metalu, czy właśnie death metalu. Zespół powstał w celu odtworzenia muzyki z okresu średniowiecza. Mało kto podchodzi tak ambitnie do grania muzyki i narzuca sobie taki właśnie cel, by odtworzyć to jak brzmiała muzyka 1000 lat temu. Tutaj Percival Schutenbach wykracza poza pewne ramy i trendy. W efekcie stworzyli coś co przyciąga uwagę, intryguje i zarazem wciąga.  O ile poprzedni album tryskał energią i był skierowany do publiczności co cenią sobie chwytliwość, o tyle "Mniejsze zło" jest bardziej wymagające.  Z jednej strony jest to album koncepcyjny, w którym głównym mianownikiem są demony, które czają się na nas w ciemnościach.  Z drugiej strony to właśnie aranżacja kompozycji i bardziej wyszukane motywy. Soczyste brzmienie czy klimatyczna szata graficzna to tylko przykłady tego, że zespół zadbał o to, że był to album dopracowany. Z muzyką jest różnie, ale ogólnie nie ma na co narzekać.  Jedyne co może drażnić to wokal Christiny Bogdanovy, który jest irytujący i nieco słaby technicznie. Piękno tego albumu tkwi przede wszystkim w ciekawych partiach gitarowych Mikołaja Rybickiego czy też Katarzyny, która jest odpowiedzialna za  różnego rodzaju ozdobniki jak choćby flet. Po krótkim wprowadzeniu w postaci "Oberek" pojawia się mocniejszy i bardziej przebojowy "Oj tam na mori". Słychać wpływy ludowej muzyki czy też innych gatunków i efekt jest intrygujący.  Zespół przyspiesza w ostrzejszym "Żmija i dziewczyna". Nie brakuje swego rodzaju klimatu i ciekawych ozdobników.  Nieco wolniejszy i bardziej stonowany jest "I nie wrócił". Tutaj jest atutem mocny, gęsty, mroczny klimat.  Dla fanów ostrego grania mamy agresywny "Martwe Zło", w którym zespół wtrąca melodyjny death metal.  "Zmora" to kawałek dedykowany fanom rocka progresywnego, zaś "Tridam" ma więcej doom metalu i ponurego klimatu w sobie. Całość zamyka cover Dead Can Dance w postaci "Cantara".


Nie jest to łatwa i lekka przyjemna płyta, która łatwo wchodzi i do której można wracać co dziennie. Jednak jeśli ktoś lubi klimatyczne granie, bardziej wyszukany styl i coś świeżego, ten z pewnością doceni nowe dzieło naszego rodzimego bandu. Mamy tutaj mroczny i nieco ludowy klimat, a zespół zabiera nas do średniowiecza i ten świat pochłania i nie daje o sobie zapomnieć. Ciekawe i niezapomniane jest to doświadczenie. Dlatego warto odpalić "Mniejsze Zło" i dać się wciągnąć w tą historię, w tą nietypową muzykę. Polecam

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz