Brakuje mi tego starego,
słodkiego i zarazem przebojowego Power metalu
rodem z lat 90. Taki szczery, prosty,ale
jednocześnie melodyjny. Co raz ciężej o taki solidny materiał w takim
stylu. Stara gwardia szuka nowych rozwiązań, albo nie ma już pomysłów. Jedynym
wyjściem z tej sytuacji jest rozglądanie się za nowymi zespołami, które
wychowały się na wczesnym Helloween, Stratovarius, Sonata Arctica czy Gamma
Ray. Jak się dobrze poszuka to można natrafić na prawdziwe skarby. Jednym z nich
jest pochodzący ze Słowacji band o
nazwie Within Silence. Od 2008 roku
działali pod nazwą Rightdoor, ale od 2014 przyjęli nazwę Within Silence. Pod
tym szyldem nagrali swój debiutancki album „Gallery of Life” i jest to coś co
fani melodyjnego Power metalu z lat 90 nie mogą przegapić.
Może i frontowa okładka wiele nie
zdradza, może sam zespół pozostawia wiele wątpliwości, bo w końcu młody i
niedoświadczony zespół i to jeszcze ze Słowacji, gdzie Power metal nie jest
główną dyscypliną w muzyce metalowej. Jednak zespół zaskakuje i to bardzo
pozytywnie. Nie dość, że grają szczerze i nie kryją swoich zamiłowań gatunkiem
i twórczością Sonata Arctica czy Helloween, to na dodatek potrafią stworzyć
pomysłowe i chwytliwe kompozycje. Album słucha się lekko i przyjemne, bo całość
wypełniono krótkimi i zwartymi utworami.
Warto też wspomnieć , ze wokalista Martin Klein ma coś z głosy Tony
Kakko czy Michaela Kiske, co jest spory plusem. Właściwie gdy się tak
przyjrzymy dokładnie to każdy muzyk coś
wnosi do muzyki. Sekcja rytmiczna jest zgrana i dynamiczna, bas wyrazisty i
wypełniający przestrzeń. Zaś Cico i Germanus stworzyli ciekawy układ partii
gitarowych stawiając na klasykę i tradycyjne rozwiązania. Jest energia, radość,
przebojowość i szybkość, czyli wszystko to co jest potrzebne do udanego Power metalu.
Taki właśnie jest ten album i już
wystarczy przytoczyć taki „Road to the Paradise”, który mimo 7
minut właśnie jest taki 100 % Power metalowym hitem. Z resztą zespół daje czadu od samego początku za
sprawą petardy w postaci „Silent Desire”, który przypomina nam
lata świetności Stratovarius czy Sonata Arctica. Nawet te specyficzne klawisze
dają nam znak, skąd zespół czerpał swoje inspiracje. Jeszcze szybszy wydaje się
„Emptiness
of Night”, który ma w sobie jakby więcej z Helloween czy Gamma Ray.
Klawisze dalej brzmią słodko i mają w sobie posmak finlandzkiego Power metalu. Zespół nie zwalnia tempa w następnych
utworach i nawet dłuższy „Elegy of Doom” nie zmienia tego, wręcz przeciwnie. Tutaj nie
ma czasu na zbędne zwolnienia i wstawianie nie potrzebnych smaczków. Nieco futurystyczny „Love is Blind” to
rasowy, prosty i chwytliwy Power metalowy hit. Szybko, prosto do celu, to jest
właśnie to. W podobnej tonacji utrzymany
jest „Judgment Day”, choć tutaj nie zabrakło wtrąceń stricte hard
rockowych. Stylistycznie najbardziej
się wyróżnia marszowy, bardziej epicki „The World of Slavery” i całość
zamyka „outro”.
Podsumowując mamy do czynienia z
wysokiej klasy albumem Power metalowym, w którym każdy utwór coś wnosi do
albumu, a całość jest przemyślana.
Within Silence pokazał, że Słowacja też ma pojęcie o Power metalu i że
stać ich na nagranie albumu, który zabierze nas do lat świetności tego
gatunku, do lat 90. Tak też się stało i album niszczy w swojej kategorii. Tego
nie można przegapić.
Ocena: 8.5/10
A mnie jakoś ten album nie porwał, przesłuchałem kilka razy ale bez emocji. Dla mnie 4,5/10 :-)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDla mnie rewelacja. Po prostu cofnęli mnie do lat świetności Sonaty totalnie. Dzięki za recke. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSłowacka Sonata,nawet gorzej nie wypadają,ale też nie są jakoś bardzo porywający. ;)
OdpowiedzUsuń