Słowacja staje się
krajem bardziej rozwiniętym jeśli chodzi o muzykę metalową i
coraz ciekawsze zespoły. Jednym z nich jest debiutujący w tym roku
Eufory. Kapela działa od 2008 roku i co najlepsze zespół
zaczynał jako cover band Def Leppard. Teraz jednak trzymają się
rejonów bardziej w okolicach melodyjnego heavy/power metalu.
Można ich przyrównać nieco do Black Majesty czy Love Might
Kill, choć zespół nie kryje też zamiłowań do bardziej
klasycznych zespołów. Jeżeli nie jesteśmy wymagającym jury
i zależy nam na solidnej muzyce z kręgu heavy/power metalu to z
pewnością debiutancki album „Flying Island Eufory” będzie całkiem
udaną formą odpoczynku.
Może nie było rozgłosu
wokół płyty jak i zespołu, to jednak już sama okładka
tego wydawnictwa potrafi być odpowiednią zachętą. Jest
klimatyczna i utrzymana w stylu starych płyt z kręgu power metalu
europejskiego. To z pewnością jeden z wielkich atutów tej
płyty. Tak ma właśnie działać okładka na potencjalnego
słuchacza, który nie wie czy się zdecydować na dany krążek.
Poza szata graficzną warto odnotować całkiem soczyste i dobrze
wyważone brzmienie, które podkreśla umiejętności muzyków.
Jasne wokalista Lubus Senko ma daleko do Bruce;a Dickinsona, a duet
gitarzystów też nie jest może wybitna, ale każde z nich
daje z siebie wszystko. Wokalista stara się śpiewać łagodnie,
czysto, może nieco bardziej rockowo, ale ma to swój urok.
Gitarzyści zaś mieszają nam style progresywnego rocka wymieszanego
z brytyjskim heavy metal i europejskim power metalem. Nie forsują z
szybkością czy też agresją, bowiem dominują stonowane motywy i
melodie, a całość jeśli chodzi o aranżację mają charakter
bardziej rockowy. Dobrze to podkreśla rytmiczny „Leave me
alone”, który ma właśnie taki lekki wydźwięk.
Oczywiście power metal też się pojawia, co potwierdza początkowy
„Flying Island”, który ma coś z twórczości
Axxis. Pazur zespół dopiero pokazuje w mocniejszym „Cheers!”.
Progresywność wybrzmiewa w spokojniejszym „From the other
world”. Tutaj położono nacisk na emocje, na bardziej
złożone solówki, na klimat i w efekcie wyszedł całkiem
ciekawy kawałek. Kto lubi ostatnie dokonania Iron Maiden ten z
pewnością doceni rozpędzony „Book of Life” czy
przebojowy „Metal is the Hero”, który jest
jednocześnie najlepszym utworem na płycie.
Jak to bywa w przypadku
debiutów. Mamy wzloty i upadki. Z pewnością forma wykonania
mogłaby być bardziej podrasowana i bardziej wyrazista. Zespół
grać potrafi i wie jak stworzyć dobre utwory. Teraz pozostaje tylko
to szlifować i rozwijać się w tym kierunku, a na pewno uda się
osiągnąć znacznie więcej. Póki co wzbudzili ciekawość
nagrywając solidny album i warto posłuchać słowackiego
heavy/power metalu w wykonaniu Eufory. Z pewnością nie będzie to
czas stracony.
Ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz