Większość zespołów
stara się trzymać jasno określonego stylu i zachować swój
własny charakter na przestrzeni lat. Rzadko kiedy można trafić na
zespół, który dość często kombinuje z własnym
stylem stojąc u progu ryzyka i zatracenia swojego stylu. Hiszpański
Dark Moor to żywy przykład, że można ewoluować, zmieniać swój
styl, trzymając się pewnych już sprawdzonych patentów. Dark
Moor kojarzony był początkowo jako band power metalowy, potem
otarli się o neoklasyczne granie, co było słychać na „Beyond
the Sea” czy „Tarot”, które uchodzą za najlepsze
dokonania zespołu. Potem zespół otarł się o symfoniczny
metal na „Autumnal”, zaś „Ancestral Romance” ukazał
romantyczny klimat i nawiązań do tradycji i hiszpańskiej muzyki.
Ostatni album „Ars musica” ukazała nieco inne oblicze bo
bardziej progresywne. To czego można oczekiwać po nowym „Project
x”?
Już patrząc na okładkę
można odnieść wrażenie, że szykują się spore zmiany i
faktycznie jest to znów nieco inny album. Bardziej
progresywny, czy też w myśl okładki futurystyczny. Tak zespół
zabiera nas w świat s-f i wychodzi im to nadzwyczaj dobrze. Można
poczuć się jak w nieco innej przestrzeni i pełno tutaj smaczków,
które mają podkreślić ten klimat. Muzycznie zespół
też jakby ewoluował i szukał na nowo swojego stylu. Tym razem
zespół zabiera nas w rejony progresywnego rocka i melodyjnego
metalu, odsuwając power metal na daleki plan. Właściwie power
metalu nie uświadczymy tu już w takiej ilości co byśmy chcieli.
Właściwie to tych elementów nie ma za wiele. Ma być nacisk
na rock i progresję i to jest właśnie znakiem rozpoznawczym nowego
krążka. Produkcja nasuwa nam takie zespoły jak Rhapsody czy
Stratovarius i to zasługa Luigi Stefaniniego. Pod tym względem
album błyszczy, tylko gorzej już z samą zawartością. Zaczyna się
od futurystycznego intra „November 3023” i słychać, że to
będzie inny album. Klawisze nasuwają nowoczesny progresywny heavy
metal z domieszką orkiestry. Na pewno może się spodobać filmowy
klimat, jednak czy na taki Dark Moor czekaliśmy? „Abduction”
to jeden z mocniejszych kawałków na płycie, ale daleko mu do
petard z „Tarot” czy „Beyond The Sea”. Ma spore ilości
symfonicznego metalu i tutaj kłania się „Autumnal”. Choć
zespół starał się brzmieć tutaj bardziej progresywnie i
momentami ciężko stwierdzić że to ten sam band co nagrał taki
„Tarot”. „beyond the Stars” jest bardziej
rockowy, bardziej podniosły i na plus można zaliczyć wpływy
Queen. Właśnie Dark Moor sporo czerpie z twórczości Queen i
stara się to upchać niemal w każdym utworze. „Conspiracy
Revealed” miał być pewnie bardziej power metalowy, a
wyszedł z tego nieco dziwny utwór, ale z pewnością jego
zaletą jest to że zapada w pamięci przez chwytliwy refren.
Kolejnym smętnym i bardziej rockowym kawałkiem na płycie jest „I
want to believe” i nie wiem czemu płytę wypełniają
takie kawałki, które stawiają zespół w mniej
korzystnym świetle. No chyba, że ktoś ceni sobie komercyjny rock i
Queen pod każdą postacią. Echa dawnego Dark Moor można uświadczyć
w bardziej melodyjnym „Bon Voyage”. Zespół
wziął sobie do serca klimat s-f i tworzenie progresywnego grania i
nie boi się nawiązać do Eletric Light Orchestra w takim „The
existance”. Powiew agresji i neoklasycznego grania można
doszukać się w chwytliwym „Gabriel”, z kolei
zamykający „There's Something in the Skies” to
dobre podsumowanie albumu, które pokazuje nawiązania do
Queen, nacisk na progresywność i klimat s-f.
Dobrze widzieć, że Dark
Moor lubi eksperymentować i kombinować z stylem. Miło widzieć, że
się rozwijają i wciąż nie boją się odgrywać nowych rejonów.
Jednak nie każdy musi to akceptować i doceniać. Dark Moor zbyt
często kombinuje i było lepiej dla nich gdyby dłużej zostali przy
jednym stylu. Najlepiej by jednak było, jakby wrócili do
korzeni i przypomnieli sobie swoje korzenie i jak się gra
neoklasyczny power metal. Nie przekonuje mnie to co Dark Moor gra
obecnie i właściwie ciężko poznać że to ten sam zespół
co nagrał „Tarot” a szkoda, bo zawsze należy do grona moich
ulubionych zespołów.
Ocena: 4.5/10
W takim razie niefajnie się zapowiada. :/
OdpowiedzUsuń