Świat pędzi do przodu i
wiele muzyków stara się zdążyć za trendami i stworzyć coś
na miarę naszych czasów. Jednak są jeszcze takie zespoły
jak The Vintage Caravan czy choćby Starquake, które żyją
latami 70 czy 80. Starają się za sprawą swojej muzyki oddać hołd
dla takich kapel jak Praying Mantis, Deep Purple, Rainbow ,
Whitesnake czy Iron Maiden. Nie jest łatwo zagrać coś w takim
stylu i na równie wysokim poziomie, ale niemiecki band
Startquake dał popalić w tym roku i ich drugi album „Times that
matter” to klasyczny progresywny rock mocno zakorzeniony w latach
70 czy 80. Zresztą czy ta okładka w stylu Asia może kłamać?
Niemiecka formacja daje
dobry przykład, że w dzisiejszych czasach można nagrać klasyczny
materiał i to bez wdawania się w nowoczesne smaczki. Nie trzeba
było ulegać eksperymentom czy trendom. Wystarczyło podążyć za
głosem serca i swoimi pasjami, za muzyką która ich
ukształtowała jako muzyków. Mamy tutaj organy niczym z
najlepszych płyt Deep Purple, psychodeliczny klimat, specyficzny
wokal Mikeya no i naszpikowane emocjami i finezją partie gitarowe.
To wszystko tworzy magiczny świat, który przenika nas już od
samego początku. Brzmienie zostało tak podrasowane, by jeszcze
bardziej nas zbliżyć do tamtych lat i przypomnieć nam starą
szkołę hard rocka. Na sam start zespół wybrał 8 minutowy
kawałek w postaci „Scenes from a Revolution” i to
okazał się idealny wybór. Jak na otwieracz jest niezwykle
klimatyczny i rozbudowany, a co ciekawe ma w sobie spore pokłady
NWOBHM. Sporo tutaj ciekawych zwariowań i motywów. Głównie
zapada ten zagrany na cymbałkach, który jest prosty, ale w
tej swojej formie jest po prostu niesamowity. Rainbow i twórczość
Blackmore'a to nie tylko niesamowite popisy gitarowe, to przede
wszystkim wysokiej jakości przeboje, które podbijały listy
przebojów w swoim czasie. Co ciekawe Startquake też potrafi
stworzyć swoje. Jednym z nich jest energiczny „Close
Encounter”, psychodeliczny „Im going mad”
czy wreszcie rytmiczny „Here i go again”.
Progresywność pojawia się nie tylko na papierze jeśli o to
pytacie, bowiem najlepszym na to dowodem jest kolos w postaci „Rise
and fall”. Niezwykła przygoda do lat 70 i świata
progresywnego rocka, która trwa ponad 21 minut. Kto lubi
ballady Metaliki ten z pewnością polubi balladę w postaci „Times
that matter”. Nie zabrakło na płycie mocniejszego
akcentu również, a jest nim bez wątpienia „No more
Hate”, który brzmi nieco cover „Wasted Years”
Iron Maiden. Na koniec mamy ukłon w stronę Queen czyli „Fairytale”.
Ciężko dzisiaj o dobry
hard rockowy album utrzymany w klimacie takich bandów jak
Whitresnake, Rainbow czy Deep Purple. Nie tak łatwo stworzyć taki
sam klimat, wypełnić pewien schemat, szkielet zapadającymi w
głowie motywami czy melodiami. Jednak tutaj wszystko brzmi tak jak
powinno i sam zespół pokazał klasę i potencjał jaki w nich
drzemie. Więcej takich płyt i pustka po Rainbow zostanie
wypełniona. Polecam fanom klasycznych dźwięków.
Ocena: 9.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz