Jednym z najbardziej
intrygujących zespołów w historii metalu i rocka jeśli
chodzi o ostatnie lata jest bez wątpienia szwedzki band o nazwie
Ghost. Ta ich tajemniczość, ta cała maskarada i robienie wokół
siebie szumu ma swój urok. Trzeba im oddać, że stworzyli
ciekawy image, jeszcze bardziej intrygujący styl, który
gdzieś ociera się stoner rock, doom metal czy psychodeliczny rock.
Pierwszy album wywołał spore zamieszanie na scenie metalowej czy
rockowej. Zespół zaintrygował swoją konwencją,
pomysłowością i stylem. Nie łatwo jest ich skatalogować do
konkretnego gatunku, zwłaszcza że zespół cały czas się
rozwija. Pierwszy album był bardzo rockowy, drugi album już był
bardziej psychodeliczny, ale każdy z nich oddawał to co najlepsze w
tym zespole. Ghost to przede wszystkim specyficzny wokal Papa, który
może nie jednego słuchacza drażnić, również mroczny
klimat i ta nieco mistyczna otoczka. Dali się też poznać jako
zespół, który potrafi gdzieś połączyć przebojowość
godną świata popowego z mocnym brzmieniem i prawdziwą rockową
formułą. Cały czas to debiut był dla mnie ich największym
osiągnięciem i w sumie nie wierzyłem że zespół stać na
jakiś zryw i pokazanie czegoś innego. Myliłem się i ich najnowsze
dzieło w postaci „Meliora” przeniosło mnie do innej
rzeczywistości.
Zespół nie
dopadła stagnacja ani wypalenie, wręcz przeciwnie. Przekroczyli
kolejną granicę, zrobili krok na przód jeszcze bardziej
podkręcając klimat. Jest jeszcze mroczniej, jest więcej ponurego,
psychodelicznego klimatu, a co ciekawe spora w tym zasługa nie tylko
głosu Papa ale klawiszy. Tutaj jest pierwsze pozytywne zaskoczenie i
słyszalna zmiana. Druga to taka, że zespół pokazał w końcu
pazur i zabrał nas do świata bardziej heavy metalowego niż
rockowego. Riffy są pewne, mocne, złowieszcze i agresywne w swojej
strukturze. Jest nutka doom metalu, ale nie pominięto melodyjności.
Tak melodie i typowa przebojowość dlatego zespołu jeszcze bardziej
się nasiliła na tym krążku. „Meliora” to przede wszystkim
wyrównany materiał, który zabiera nas do lat 70 i
hitów Deep Purple, Eletric Light Orchestra czy Black Sabbath.
Zespół to zrobił w świetny sposób, nie wdając się
w klonowanie, pozostając wierny swoim patentom. To jest właśnie
sztuka pójść na przód, rozwinąć się i jednocześnie
pozostać sobą. Brawo dla szwedów, bo dokonali niezwykłego
czynu. Nawet brzmienie jest jakby cięższe i bardziej dostrojone do
tego co zespół nagrał. Jest sporo smaczków i miłych
wtrąceń, które czynią ten album jedyny w swoim rodzaju.
Jednak po kolei. Zaczyna się od „Spirit”,
który potrafi wzbudzić lęk i strach. Taki utwór
mający coś z klimatu Kinga Diamonda, jednak muzyka to już nieco
inna bajka. Rockowy, dość mocny riff od razu daje nam znać, że ta
płyta będzie inna. Gdzieś w tym słychać echa debiutu i jest ta
rockowa natura. Jednak same gitary już brzmią ciężej. Niezwykłe
zaskoczenie, bo utwór jest niezwykle przebojowy i ta jego
klasyczność potrafi zauroczyć. "From the Pinnacle to
the Pit" to idealny przykład, że zespół gra
ciężej. Taki mocny bas na sam początek, mocniejszy riff, a
wszystko bardziej skierowane w stronę doom metalu aniżeli
psychodelicznego rocka. Zmiana jak najbardziej na plus. Zespół
wspina się na wyżyny swoich umiejętności w mrocznym „Cirice”,
który jest jednym z ich najlepszych kawałków. Taki
nieco marszowy, taki pełen smaczków wyjętych z twórczości
Black Sabbath. Jest ciężko, ale zespół wciąż jest sobą,
wciąż jest ta niezwykła melodyjność. Sporo się tutaj dzieje i
zespół prezentuje swoje atuty i to jak się zmienił i to na
lepsze. Ghost na nowy albumie nie szczędzi nam niespodzianek. Jedną
z nich jest instrumentalny „.Spöksonat".
Gitara akustyczna i przepiękne instrumentarium pokazują jak zespół
stawia na emocje i jak potrafi zaskoczyć ciekawym motywem czy
aranżacją. Moje serce podbił od samego początku spokojny,
akustyczny „He is”, który przypomniał mi
twórczość Simon and Garyfunkel. Piękna kompozycja, która
wzruszyła i pokazała, że Ghost potrafi stworzyć coś zupełnie
innego niż to co już zaprezentował. Jedna z najlepszych kompozycji
jakie usłyszałem w tym roku. Szybko wracamy do ciężkiego grania w
mrocznym „Mummy Dust”, zaś „Majesty”
to ukłon w stronę Deep Purple, co jeszcze bardziej mnie rzuciło na
kolana. Kolejnym jakże udanym przerywnikiem jest „Devil
Church”, w którym to klawisze odgrywają kluczową
rolę. Zespół nie kryje swojej przebojowości i wpływów
Abba co słychać w chwytliwym "Deus in Absentia".
Płyta się kończy, a
emocje nie opadają i to przez długi czas. Niezwykła mieszanka
mroku, ciężaru, przebojowości, lekkości, emocji, grozy. Ghost
przeszedł samego siebie na „Meliora” pokazując, że muzyka z
kręgu heavy metalu i rocka może być mocna i zarazem piękna.
Wszystko tutaj jest idealne i nie jestem w stanie wyszukać jakąś
wadę. Każda kompozycja ma swoją wartość. Ghost się rozwija i
cały czas nagrywa dobre albumy. Ciekawe co będzie dalej? Aż strach
pomyśleć. Jedna z najbardziej intrygujących kapel, jedna z
najbardziej tajemniczych i najbardziej rozpoznawalnych. Nowy album
potwierdza, że słusznie.
Ocena: 10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz