sobota, 5 września 2015

GHOST - Meliora (2015)

Jednym z najbardziej intrygujących zespołów w historii metalu i rocka jeśli chodzi o ostatnie lata jest bez wątpienia szwedzki band o nazwie Ghost. Ta ich tajemniczość, ta cała maskarada i robienie wokół siebie szumu ma swój urok. Trzeba im oddać, że stworzyli ciekawy image, jeszcze bardziej intrygujący styl, który gdzieś ociera się stoner rock, doom metal czy psychodeliczny rock. Pierwszy album wywołał spore zamieszanie na scenie metalowej czy rockowej. Zespół zaintrygował swoją konwencją, pomysłowością i stylem. Nie łatwo jest ich skatalogować do konkretnego gatunku, zwłaszcza że zespół cały czas się rozwija. Pierwszy album był bardzo rockowy, drugi album już był bardziej psychodeliczny, ale każdy z nich oddawał to co najlepsze w tym zespole. Ghost to przede wszystkim specyficzny wokal Papa, który może nie jednego słuchacza drażnić, również mroczny klimat i ta nieco mistyczna otoczka. Dali się też poznać jako zespół, który potrafi gdzieś połączyć przebojowość godną świata popowego z mocnym brzmieniem i prawdziwą rockową formułą. Cały czas to debiut był dla mnie ich największym osiągnięciem i w sumie nie wierzyłem że zespół stać na jakiś zryw i pokazanie czegoś innego. Myliłem się i ich najnowsze dzieło w postaci „Meliora” przeniosło mnie do innej rzeczywistości.

Zespół nie dopadła stagnacja ani wypalenie, wręcz przeciwnie. Przekroczyli kolejną granicę, zrobili krok na przód jeszcze bardziej podkręcając klimat. Jest jeszcze mroczniej, jest więcej ponurego, psychodelicznego klimatu, a co ciekawe spora w tym zasługa nie tylko głosu Papa ale klawiszy. Tutaj jest pierwsze pozytywne zaskoczenie i słyszalna zmiana. Druga to taka, że zespół pokazał w końcu pazur i zabrał nas do świata bardziej heavy metalowego niż rockowego. Riffy są pewne, mocne, złowieszcze i agresywne w swojej strukturze. Jest nutka doom metalu, ale nie pominięto melodyjności. Tak melodie i typowa przebojowość dlatego zespołu jeszcze bardziej się nasiliła na tym krążku. „Meliora” to przede wszystkim wyrównany materiał, który zabiera nas do lat 70 i hitów Deep Purple, Eletric Light Orchestra czy Black Sabbath. Zespół to zrobił w świetny sposób, nie wdając się w klonowanie, pozostając wierny swoim patentom. To jest właśnie sztuka pójść na przód, rozwinąć się i jednocześnie pozostać sobą. Brawo dla szwedów, bo dokonali niezwykłego czynu. Nawet brzmienie jest jakby cięższe i bardziej dostrojone do tego co zespół nagrał. Jest sporo smaczków i miłych wtrąceń, które czynią ten album jedyny w swoim rodzaju. Jednak po kolei. Zaczyna się od „Spirit”, który potrafi wzbudzić lęk i strach. Taki utwór mający coś z klimatu Kinga Diamonda, jednak muzyka to już nieco inna bajka. Rockowy, dość mocny riff od razu daje nam znać, że ta płyta będzie inna. Gdzieś w tym słychać echa debiutu i jest ta rockowa natura. Jednak same gitary już brzmią ciężej. Niezwykłe zaskoczenie, bo utwór jest niezwykle przebojowy i ta jego klasyczność potrafi zauroczyć. "From the Pinnacle to the Pit" to idealny przykład, że zespół gra ciężej. Taki mocny bas na sam początek, mocniejszy riff, a wszystko bardziej skierowane w stronę doom metalu aniżeli psychodelicznego rocka. Zmiana jak najbardziej na plus. Zespół wspina się na wyżyny swoich umiejętności w mrocznym „Cirice”, który jest jednym z ich najlepszych kawałków. Taki nieco marszowy, taki pełen smaczków wyjętych z twórczości Black Sabbath. Jest ciężko, ale zespół wciąż jest sobą, wciąż jest ta niezwykła melodyjność. Sporo się tutaj dzieje i zespół prezentuje swoje atuty i to jak się zmienił i to na lepsze. Ghost na nowy albumie nie szczędzi nam niespodzianek. Jedną z nich jest instrumentalny „.Spöksonat". Gitara akustyczna i przepiękne instrumentarium pokazują jak zespół stawia na emocje i jak potrafi zaskoczyć ciekawym motywem czy aranżacją. Moje serce podbił od samego początku spokojny, akustyczny „He is”, który przypomniał mi twórczość Simon and Garyfunkel. Piękna kompozycja, która wzruszyła i pokazała, że Ghost potrafi stworzyć coś zupełnie innego niż to co już zaprezentował. Jedna z najlepszych kompozycji jakie usłyszałem w tym roku. Szybko wracamy do ciężkiego grania w mrocznym „Mummy Dust”, zaś „Majesty” to ukłon w stronę Deep Purple, co jeszcze bardziej mnie rzuciło na kolana. Kolejnym jakże udanym przerywnikiem jest „Devil Church”, w którym to klawisze odgrywają kluczową rolę. Zespół nie kryje swojej przebojowości i wpływów Abba co słychać w chwytliwym "Deus in Absentia".

Płyta się kończy, a emocje nie opadają i to przez długi czas. Niezwykła mieszanka mroku, ciężaru, przebojowości, lekkości, emocji, grozy. Ghost przeszedł samego siebie na „Meliora” pokazując, że muzyka z kręgu heavy metalu i rocka może być mocna i zarazem piękna. Wszystko tutaj jest idealne i nie jestem w stanie wyszukać jakąś wadę. Każda kompozycja ma swoją wartość. Ghost się rozwija i cały czas nagrywa dobre albumy. Ciekawe co będzie dalej? Aż strach pomyśleć. Jedna z najbardziej intrygujących kapel, jedna z najbardziej tajemniczych i najbardziej rozpoznawalnych. Nowy album potwierdza, że słusznie.

Ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz