niedziela, 27 września 2015

TANK - Valley of Tears (2015)

Patrząc na rozłam brytyjskiego Tank to można pogubić się w tym wszystkim. Algy Ward coś tam też próbuje tworzyć pod swoim szyldem Tank, zaś najważniejszym obozem jest ten tworzony przez Tuckera i Evansa. Nagrali dwa świetne albumy z Doggie Whitem, które miały w sobie powiew świeżości, ale brzmiały jednocześnie jak klasyczny Tank. Kiedy pojawiły się informacje, że nowy album zostanie zarejestrowany z byłym wokalistą Dragonforce czyli Zp Heartem to przeraziłem się, że to może nie wypalić. Doggie sprawdza się w klasycznym graniu, które ma ducha lat 70 czy 80. Zp heart to inny wokalista, który bardziej pasuje do power metalowej formuły. Jak to wpłynęło na jakość muzyki zawartej na „Valley of Tears”? O to jest pytanie.

Skład Tank uległ zmianie i właściwie zostali z poprzedniego składu tylko Evans i Tucker. Nowa sekcja rytmiczna wywiązuje się ze swojego obowiązku. Tak więc obyło się bez większej wpadki. Sprowadzenie nowych muzyków nie odbiło się w większym stopniu na jakość muzyki, nawet zwerbowanie power metalowego wokalisty nie sprawiło, że zmienił się styl Tank. Dalej mamy klasyczny heavy metal przesiąknięty latami 80, dalej mamy sporo elementów hard rocka i NWOBHM. Może nieco uleciała przebojowość, może nieco za mało hitów jest na nowym albumie, ale z pewnością jest to solidny materiał, który miło się słucha i nie przynudza. Na pewno dobrym rozwiązaniem okazało się tutaj postawienie na treściwy materiał pozbawiony zbędnych dłużyzn. „War Dance” to przede wszystkim solidny, taki typowy riff, który ma coś z Saxon czy Judas Priest. Jest klasyczne brzmienie i do tego chwytliwy refren, co w efekcie daje nam godny uwagi otwieracz. Tytułowy „Valley of Tears” nadrabia mrocznym klimatem i epickością. Trudno uwierzyć, ale Zp heart sprawdza się nawet w hard rockowym graniu co potwierdza w znakomitym „Eye of Hurricane” czy „hold on”. Moim ulubionym kawałkiem z nowej płyty jest szybki „Make a Little Time”, który spokojnie można zaliczyć do najlepszych utworów Tank jakie powstały w przeciągu ostatniej dekady. Ostry riff, szybsze tempo i chwytliwy refren. Klasa sama w sobie. Pomysłowy riff też zdobi stonowany „Heading for Eternity”. Dalej mamy nieco bluesowy „Living a Fantasy” z bardzo pomysłowymi i finezyjnymi solówkami. Na koniec chciałbym też wyróżnić szybki i agresywny „World on Fire”, który pokazuje że Tank jest naprawdę w formie. Brakowało ostatnio w ich twórczości właśnie takiego zrywu, takiego powera. No jest moc i oby nie zabrakło jej na kolejnym albumie.

Nie ma Doggie white, nie ma może już też tyle hard rocka w Tank. Jednak zyskali nieco świeżości i agresji i mając Zp hearta na pokładzie mogli nieco pokombinować i urozmaicić kompozycje. Udała się ta sztuka i w efekcie wyszedł naprawdę bardzo fajny album. Nieco inny, ale ma swój potencjał i zasługuje na uwagę, nawet jeśli Zp heart nie pasuje do Tank i nie należy do grona waszych ulubionych wokalistów. 46 minut soczystego heavy metalu, który pochłania w całości.

Ocena: 8.5/10

1 komentarz:

  1. no i jest odwrotnie, znaczy sie szybki jest Heading For Eternity, a stonowany lekko Acceptowy Make a little time.

    OdpowiedzUsuń