środa, 20 lutego 2019

IRON SAVIOR - Kill or Get Killed (2019)

Zabij albo daj się zabić to motto, które sprawdza się w życiu. To również złota reguła na rynku muzycznym. Trzeba tworzyć taką muzykę, która pozwoli przetrwać i tym samym zniszczyć konkurencję. Czy taka formacja jak Iron Savior musi faktycznie brać udział w wyścigów szczurów i bawić się w przepychanki z innymi kapelami? Co jak co, ale ta niemiecka machina nie potrzebuje takich zagrywek, bowiem istnieją od lat i zawsze stoją na straży heavy/power metalu mocno osadzonego w niemieckiej stylistyce. Piet Sielck jako lider dba o jakość swoich płyt i tutaj nie tylko chodzi o samo brzmienie. Razem z Kai Hansem dali podwaliny pod niemiecki power metal i podobnie tak jak Kai dostarcza swoim fanom ciekawych pomysłów i muzyki na wysokim poziomie.

Iron Savior na dobre powrócił w 2011 r  po 4 letniej ciszy. "The landing" pokazał że ta kapela wciąż potrafi zaskoczyć swoich fanów i dostarczyć wysokiej jakości materiał. "The rise of hero" to jeden z ich najlepszych albumów. Zespół na dobre się rozkręcił i często serwował nam albo album studyjny albo jakiejś inne wydawnictwo.  Po 2 latach od wydania składanki "Reforged" przyszedł czas na 10 album studyjny zatytułowany "Kill or get Killed". Jest to pierwszy album z nowym perkusistą tj Patrickiem Klose.

Okładka utrzymana w klimacie s-f, jest w roli głównej stworek przypominającego królową z serii "Alien", jest typowe dla Sielcka brzmienie i te charakterystyczne riffy. Nie ma tutaj niczego nowego, wręcz można odnieść wrażenie że band zjada już swój własny ogon, a owy materiał to kalka już znanych z poprzednich płyt utworów. Nawet jeśli, to nie mam nic przeciwko jeśli band gra na takim wysokim poziomie. Zresztą po co coś zmieniać, skoro to się sprawdza?  Jest dużo power metalu, jest dużo mocnych riffów i godnych odnotowania przebojów. Może wystarczy napisać od razu, że "Kill or get killed" to klasyczny, stary dobry Iron Savior, który z miejsca zaliczyć do najlepszych w dyskografii niemców? Wtedy każdy na pewno odetchnie z ulgą.

"Titancraft" był troszkę słabszy, ale poza tym to Iron Savior zawsze dostarcza swoim fanom bardzo udane albumy. Materiał to 10 zgranych i mocnych kawałków, które identyfikują styl tej formacji. Tytułowy "Kill or get killed" to power metalowa petarda. Mocny riff atakuje nas od razu. Ile w tym gracji i dopracowania. Tutaj nie ma przypadków i każda linia melodyjna jest idealnie zagrana. Iron Savior zawsze potrafił dostarczyć ciekawych melodii i porywających refrenów. Tutaj to jest i przypominają się czasy kultowego "Condition Red" czy nawet "Unification". Tak klasyczny Iron Savior na jaki czekałem. Iron Savior tak jak Primal Fear lubi czerpać z Judas Priest i to słychać w zadziornym i ostrym "Roaring Thunder". Piet tym kawałkiem pokazuje jak rozwinął się wokalnie i jak jego wokal nabrał przestrzeni i nieco metalowego pazura. Brzmi to znakomicie. Sam riff wyjęty jakby z "Painkiller" Judas Priest. Wszystko świetnie prowadzone i wyszedł kolejny wielki przebój. Refren tutaj jest taki oldscholowy, taki nieco może oklepany, ale sprawdza się idealnie.  W podobnym klimacie utrzymany jest rozpędzony "Eternal Quest", który znakomicie promował album. Znów znakomity popis wokali Pieta. Bawi się swoim głosem i wychodzi mu to znakomicie. Kawałek jakby wyjęty z pierwszych płyt i czuć inspiracje Gamma Ray i twórczością Kaia Hansena, z którym przecież nagrywał pierwsze płyty Iron Savior. Sielck i Kustner dają czadu w partiach solowych i mamy godne uwagi pojedynki i wbijające w fotel solówki. Stary dobry Iron Savior i już sam początek rzuca na kolana. Ciekawe robi się dalej. "From Dust and Ruble" zaczyna się troszkę jak utwór UDO, do tego gdzieś tam ulatuje słodkość Beast in Black.  Jest to bardzo intrygujący kawałek i taki nieco jakby nie w stylu Iron Savior. Kłania się tutaj klasyczny, niemiecki heavy metal z lat 80. Utwór bardzo fajnie buja i wciąga w ten lekki i przyjemny świat. Znów Sielck wykreował przedni refren, który porwie fanów podczas koncertów. Kolejny hit odnotowano. No to po odpoczynku wracamy do mocnego, ostrego power metalu. Mamy świetny, dynamiczny "Sinner or Saint", który imponuje znakomitym gitarowym łojeniem. Sekcja rytmiczna tworzy świetny klimat i taki nieco oldscholoowy wydźwięk.  Kawałek nasuwa mi czasy ostrego "Battering Ram". Kolejne zaskoczenie, to marszowy, taki nieco rycerski "Stand up and fight".  Iron Savior w takiej wersji jeszcze nie słyszałem, ale brzmi to znakomicie. Refren brzmi znajomo, ale nie jest to świat Iron Savior. Gitary ostrą tną, a refren po prostu zagrzewa do boju. Szczęka opadła, a to jeszcze nie koniec. Szybciej, mocniej to zasada "Heroes Ascending", który przypomina Pieta z czasów Savage Circus. No świetna robota, co słychać znów w sferze instrumentalnej. Nie ma pójścia na łatwiznę i w każdym utworze mamy coś innego, inny rodzaj power metalowego zniszczenia.  Refren brzmi jakby powstał w czasach "Unification". Był "Heavy metal never Dies" to teraz czas na "Never stop believing", który znów zabiera nas do heavy metalu z lat 80. Utwór bardzo fajnie buja i ukazuje zabawę Pieta sprawdzonymi patentami. Brzmi to perfekcyjnie. Niezwykle lekki i przyjemny kawałek, w którym można doszukać się elementów hard rocka. Na "Condition Red" pojawił się 7 minutowy utwór i teraz po tylu latach znów na płycie mamy 7 minutowy utwór. "Untill we meet again" to kompozycja złożona, ale nie pozbawiona klimatu, podniosłości i pomysłu. Wyszedł z tego niezwykle dojrzały utwór, który pokazuje epickie oblicze tej formacji.Całość zamyka kolejny killer, tym razem jest to "Legends of Glory". Znów Piet postawił na ostry, rasowy riff, który ma imponować agresją i zadziornością. Tak też jest. Bije z tego kawałka moc.


Mieć na koncie 10 albumów,  być na rynku od 1996r, mając za sobą wiele innych różnych produkcji, projektów muzycznych i wciąż tworzyć tak znakomite płyty jak "Kill or get killed" to trzeba być Pietem Sielckiem.  Mimo upływu lat wciąż ma wiele do powiedzenia w power metalu. Nie patrzy na modę i rynek muzyczny robi po prostu swoje. Nagrywa materiał w swoim stylu i raz jest lepiej raz gorzej. Tym razem dostaliśmy płytę z górnej półki. Ci którzy czekali na album na miarę "Condition Red" czy "Batterring Ram" mogą odetchnąć z ulgą, bowiem Piet spełnił swoją misję i nagrał jeden z swoich najlepszych albumów. Z albumu bije moc, jest dużo power metalu i sporo przebojów, które na stałe wbiją się do setlisty koncertowej. Nie mam dość Iron Savior i już chcę kolejny album na takim poziomie. Zgłaszam mojego kandydata do płyty 2019.

Ocena: 10/10

1 komentarz:

  1. Bardzo mnie zawiedli, a już myślałem że będzie co posłuchać:(. Utwór promujący -super a reszta do bani. Max 3/10. Nic odkrywczego wieje nudą straszliwą. 3 razy słuchałem i za każdym razem nie mogłem do końca wysiedzieć. Powinni posłuchać ETERNITY'S END !!! i uczyć się jak się gra

    OdpowiedzUsuń