Kto lubi muzykę z pogranicza Megadeth, Savage Messiah czy Rage ten powinien zapoznać się z debiutem amerykańskiej formacji Kryptaker. "Black death" to album może nie idealny, ale zagrany z pomysłem i dbałością o detale. To dzieło muzyków z umiejętnościami i pomysłem na siebie. Panowie grają na pograniczu heavy metalu i thrash metalu.
W sumie słychać tutaj, że główną rolę odgrywa gitarzysta i zarazem wokalista Zach. Nie da się ukryć skojarzeń z frontmanem niemieckiego Rage. Podobna barwa i podobny styl śpiewania. To za jego sprawą materiał nabiera topornego charakteru i nieco thrash metalowego pazura. Na płycie dominuje mroczny klimat i raczej stonowane kompozycje. Nie wszystko jest idealnie i może nie każdy utwór jest tutaj hitem, ale przemawia przez to wydawnictwo solidność i pracowitość.
Brzmienie tutaj jest troszkę przytłaczające i troszkę na styl niemieckich produkcji, ale nie jest to minusem. Sam materiał ma przebłyski i ogólnie sprawie dobre wrażenie. Otwierający "Every hour of every day" , który od razu zdradza nam styl grupy i jakość zawartości. Dobry utwór, aczkolwiek niczym nie zaskakuje. O wiele ciekawiej wypada przebojowy "Black death", w końcu pojawiają się jakieś przyspieszenia. Band rozkręca się w szybszym "Trapped" czy w technicznym "Decay". Nawet nie najgorzej wypada 9 minutowy kolos instrumentalny "In Pieces".
"Black Death" to solidna porcja heavy/thrash metalu i choć płyta jest solidna, to nie rozbudza większych emocji. Płyta troszkę na jedno kopyto i bez większych killerów. Szansa na ciekawą przyszłość jest, bowiem w kapeli drzemie potencjał.
Ocena: 6.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz