piątek, 3 kwietnia 2020

LADY BEAST - The vultures amulet (2020)

Kochasz Heavy metal? Wychowałeś się na muzyce z lat 80?  Jeśli odpowiedź brzmi "Tak" to amerykański Lady Beast ma coś dla Ciebie drogi czytelniku. Wszystko zależy od Twojego podejścia do płci pięknej w heavy metalu. Dla wielu słuchaczy to jest problem, kiedy to kobieta jest za mikrofonem. Niby to nie jest to samo i nigdy nie będzie to ta sama agresja i moc co u mężczyzny. Szczerze? Jakoś nigdy mi to nie przeszkadzało. Wychowałem się na takich formacjach jak Steelover, Hellion czy Warlock. Czasami kobieta potrafi wnieść ciekawy klimat i wnieść troszkę urozmaicenia do heavy metalu. Jeśli nie jesteś fanem kobiecego głosu w heavy metalu to nowy album Lady Beast tego nie zmieni.  Dla fanów tego typu metalu ta płyta będzie prawdziwą ucztą. "The Vultures Amulet" to naprawdę udany album, który może się podobać.

Lady Beast w dalszym ciągu robi swoje i gra prosty, zadziorny heavy metal, który mocno osadzony jest w latach 80. Nie tworzą niczego nowego i trzymają się z dala od eksperymentów. Ma to swój urok, bo band gra z pomysłem i wie jak stworzyć ciekawe kompozycje. Deborah Levine to wokalistka, która śpiewać potrafi, a że troszkę brakuje jej pary to nie ma to większego znaczenia. Wokalistka odnajduje się w tym co słyszymy i to ona sprawia, że wiemy że jest to Lady Beast. Ta płyta to przede wszystkim dobra praca gitarzystów. Andy i Chris to bardzo pracowici gitarzyści i wygrywają mocne riffy.  Pod tym względem płyta jest bardzo atrakcyjna.

Płytę otwiera rozpędzony"Metal Machine", który nawiązuje do starych bandów z lat 80. Jest pozytywna energia i dawka przebojowości, a to zawsze działa.  Wpada w ucho zadziorny "Runes of rust", który może kojarzyć się z twórczością Iron Maiden. Kawałek imponuje swoje skocznością i taką lekkością. Partie basu w "The gift" są pomysłowe i od razu wpadają w ucho. Bardzo mocny kawałek, który tylko pokazuje w jakiej formie jest band.  Fanom Judas Priest może przypaść do gustu zadziorny i taki bardziej tradycyjny "Betrayer". Mamy też stonowany "The champion", który napędza pomysłowy główny motyw. Nutka epickości pojawia się w "The vultures amulet", z kolei zamykający "Vow of the valkyrie" to speed metalowa jazda bez trzymanki.


"The vultures amulet" to płyta bardzo klasyczny i ten klimat lat 80 udziela się od pierwszych sekund.  Bardzo dobrze wyważony krążek, który imponuje przebojowością i dobrymi partiami gitarowymi. To typowy album Lady beast. Nie ma niespodzianki i dobrze. Eksperymenty zostawmy innym zespołom.

Ocena: 8.5/10

2 komentarze:

  1. Hmmm 8.5/10 !!! no to żeś pojechał.3 razy posłuchałem bo nie docierało do mnie że to możliwe. Jedyne z czym się zgadzam to że to lata 80-te. Tak prostackiego grania na 3 strunach dawno nie słyszałem a wokal rzeczywiście na tamtym poziomie. Myślę że kapela zniknie jeszcze szybciej niż gra. Ogólnie wieje nudą i brakiem pomysłów , że nie wspomnę o umiejętnościach. Osobiście nie mam nic przeciwko wokalom damskim (co wcześniej już opisałem)ale to nie kapela warta uwagi.Oczywiście ocena to kwestia osobista więc ,,każda potwora znajdzie swego amatora''. Twój blog -twoja ocena. Moja max 2/10 i nawet nie wiem za co daję te 2:). Stefan

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm 2/10 !!! no to żeś pojechał Stefan ;)
    Zgadzam się z recenzentem. Lata 80-te słychać tu od pierwszych sekund. Są to wrażenia nie tylko muzyczne. Kiepska realizacja, nijaki wokal (a może to również wina realizacji)
    Pierwszy kawałek na tej płycie od razu przypomniał mi niemiecki Living Death. Ich pierwszy LP - Vengance of Hell (ta surowość, amatorski poziom rejestracji, ten wokal!!!) Mimo tych wad do płyty lubię wracać i wracam.
    Tu nie jest aż tak tragicznie. Brzmienie albumu jest płaskie i jakby z kartonowego pudła. Jednak bardzo szybko o tym zapominamy. Ponieważ Leady Beast przenosi nas do innej epoki. Epoki surowej, epoki bazującej na przesterowanych gitarach, często kiepskim wokalu, prostej perkusji i basie, epoki bez klawiszy i symfonicznych zadęć. Tym jest ta płyta. Proste rytmy, doskonałe gitary, chwytliwe solówki. Poszczególne kawałki zróżnicowane. Cały ten materiał nie nuży. Oj nie!!!!.
    Lata 80-te to czas moich pierwszych zachwytów heavy-muzycznych. Więc dla mnie płyta ta jest płytą doskonałą. Jak mało która przyzywa wspomnienia mojej młodości. Choć takich kapel jest wiele - lepszych (Monument - Hair Of The Dog, Riot City - Burn the Night) czy gorszych, to Lady Beast robi to rewelacyjnie i gra na najczulszych nutach tej epoki.
    Polecam każdemu, kto poszukuje ducha lat 80-tych. Tu nawet poziom realizacji jest z tamtych lat :)
    Mocno subiektywne 9/10.

    OdpowiedzUsuń